Relacja Weroniki Kwapisz z motocyklowej podróży dookoła Europy

Okazuje się, że od marzeń do ich realizacji jest krótka droga. Weronika Kwapisz - podróżniczka motocyklowa - udowodniła, że chcieć to móc. Nie zraziły jej trudności, czy przeszkody, a radowały kolejne pokonane kilometry trasy - wyprawy motocyklowej, którą w połowie pokonała samotnie - Riding Across Europe.

fot. z archiwum Weroniki Kwapisz

Trzy lata temu wyruszyłam w swoją pierwszą zagraniczną podróż motocyklową. Wyprawa okazała się „wyskokiem” na kawę do Włoch, a gdzieś pod Wenecją zawładnęło mną marzenie; „A czemu by nie zobaczyć Europy z siodełka motocykla?” I tak po dodaniu wszystkich punktów na mapie, które chciałam przemierzyć jednośladem – od Rumunii, Albanii po Gibraltar i Portugalię – wyszedł do pokonania dystans 12 000 kilometrów. Po wytyczeniu trasy rozpoczęłam poszukiwania motocykla. Rozmawiałam z kilkoma producentami, lecz tylko marka Suzuki uwierzyła w marzenie drobnej motocyklistki. Wybór padł na Suzuki Van Van (125 cm3 pojemności silnika i moc 12 KM) – to motocykl o klasycznej, nostalgicznej linii.

Podróż dookoła Europy na tak małym motocyklu? Faktycznie, przy V-Stromie, Banditcie czy GS’ie, motocykl ten wygląda niepozornie. Ale czy do realizacji marzeń nie wystarczą po prostu „dwa kółka”?  Za sprawą tej wyprawy chciałam udowodnić, że liczy się tylko pasja. Mając wsparcie techniczne japońskiego potentata motocyklowego potrzebowałam jeszcze tylko bratniej duszy do wspólnej podróży. Lata jazdy w klubie motocyklowym sprawiły, że podróż nawet w najmniejszej grupie wydawała mi się przyjemniejsza oraz co ważniejsze – bezpieczniejsza. A gdy podróż się kończy to w duszach uczestników dalej trwa, bo mamy z kim dzielić się wspólnymi wspomnieniami.

Poszukiwania wcale nie były łatwe – większość moich znajomych motocyklistek nie mogła zdecydować sie na taką podróż ze względu na pracę, uczelnię lub inne zobowiązania. W tamtym okresie nie wyobrażałam sobie samotnej jazdy, dlatego zaczęłam szukać w internecie kogoś, kto odważyłby się wyruszyć w tak odległą podróż. Tutaj, na portalu motocaina.pl, znalazłam relację z podróży innej motocyklistki, postanowiłam się do niej odezwać. Od słowa do słowa rzuciłam hasło, a co byś powiedziała na podróż dookoła Europy? Początkowo podchwyciła pomysł, lecz tydzień za tygodniem uciekał, a ja cały czas nie znałam jej decyzji. Start planowałam na początek wakacji, lecz wszystko wskazywało na to, że nie wyjadę wcześniej niż we wrześniu. W krajach południowej Europy sezon trwa cały rok, jednak chciałam uniknąć śniegu w Rumunii, Niemczech czy w Polsce.

 

fot. z archiwum Weroniki Kwapisz

Karolinę poznałam w dniu wyjazdu, nigdy wcześniej się nie spotkałyśmy – można by rzec: całkowite wariactwo. Ciągle od znajomych słyszałam: „To ty tej drugiej osoby na oczy nie widziałaś i chcesz z nią na drugi koniec Europy jechać?!”. Marzenie było tak silne, że nie zwracałam uwagi na obiekcje otoczenia. Wystartowałam z Karoliną 04 września tego roku. Wyprawa rozpoczęła się od wizyty w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau. Miejscu przygniatającym swoją wielkością – na 140 hektarach (jak podają nieoficjalne statystyki) zostało zamordowanych ok. 2-5 mln ludzi. Dotarło do mnie, jakie mam szczęście żyć w wolnym kraju, w którym mogę realizować swoje marzenia. Ludzie tam przetrzymywani mieli tylko jedno – przeżyć…

Przez Słowację i Węgry dostałyśmy się do Rumunii. Kraju, o którym słyszałam wiele: „Uważaj na złodziei!”, „dzieci będą grzebać Ci po kieszeniach”, „okropne drogi”, „chrzczone paliwo”. Dla mnie Rumunia okazała się przepięknym krajem, zamieszkiwanym przez przesympatycznych ludzi. A plotki… No cóż, można je wsadzić między bajki o białych niedźwiedziach polarnych chodzących po ulicach Warszawy. Wielu miejscom na świecie łatwo jest przylepić łatkę opartą na stereotypach, którą ciężko jest później odczarować. Przemierzając ten kraj z każdym zakrętem odkrywałam jego piękno. Trasa Transfogarska była wisienką na torcie. Van Van całkiem dobrze spisywał się na serpentynach oraz stromych wzniesieniach, nawet pomimo swojej małej pojemności.Jeśli ktoś kocha nieśpieszną, sielankową jazdę motocyklem, zdecydowanie powinien odwiedzić Rumunię – z pewnością odpocznie tutaj chłonąc piękno natury.

Następnym punktem na trasie była Bułgaria – kraj Złotych Piasków. Lecz podczas tej wyprawy skupiłam się na wschodniej mniej znanej turystycznie części tego państwa – oczarowała mnie swoimi pejzażami. Jednak na każdym zakręcie trzeba było uważać. W Rumunii większość kierowców jeździła bardzo szybko, co było standardem. Ale w Bułgarii obowiązywała „wolna amerykanka”, kierowcy poruszali się bardzo chaotycznie, nigdy nie było wiadomo, jaki ruch kto wykona i czy przypadkiem nie będzie chciał wymusić pierwszeństwa. No i drogi… Czasami bardzo odbiegające od polskich standardów. Nie polecam jazdy po zmierzchu – ja niestety złamałam to przykazanie podróżników i momentami musiałam się ratować cyrkowymi manewrami, aby nie wpaść w dziurę na środku drogi.

Po wizycie w Bułgarii przyszedł czas na Macedonię, o której słyszałam wiele, najczęściej niepochlebnych opinii: o rabunkach, wycinaniu narządów na handel oraz innych historii iście makabrycznych. Lecz coś w duszy mi mówiło, że muszę koniecznie zobaczyć to miejsce. Przyznam szczerze, że cieszę się, że odwaga zwyciężyła. Kraj ten okazał się jednym z najmilszych zaskoczeń podczas całej podróży. Płaskie jak stół drogi, przemili ludzie,  tanie owoce oraz warzywa. Czego chcieć więcej nad jeziorem Ochrydzkim otoczonym wzgórzami?

Wywiad Weroniki Kwapisz ze swoją motocyklową babcią, przeczytasz tutaj.

Kolejnym przystankiem na szlaku Riding Across Europe była Albania. Kraj, który wywarł na mnie ogromne wrażenie. Po przejechaniu w życiu kilku bajkowych tras myślałam, że nic nie będzie mnie w stanie zaskoczyć – jednak bardzo się myliłam. Trasa z Elbasan do Tirany jest po prostu boska. Pełna winkli, przepaści niezabezpieczonych barierkami oraz… starych Mercedesów. Do tego kozy chadzające po jezdni oraz małe straganiki z tutejszymi specjałami. Droga ma niesamowity klimat, czego może jej pozazdrościć Trasa Transfogarska (Rumunia) czy Droga Trolli (Norwegia). Jeśli chodzi o ludzi zamieszkujących to państwo, to nie brakowało trąbienia, pogwizdywania na widok dwóch blondynek przemierzających ten kraj motocyklami. Co ciekawe, w bliższym kontakcie naród ten jest bardzo zamknięty, z dystansem traktuje obcych. Gdy dotarłyśmy do Czarnogóry poczułyśmy ulgę, bo z powrotem znalazłyśmy się w kraju, gdzie ludzie spoglądali na nas z uśmiechem, a nie podejrzliwością. Nie wspominając o temperaturze, która spadła z ekstremalnego pułapu 45°C do… bardziej ludzkiej.

 

fot. z archiwum Weroniki Kwapisz

Z Baru (Czarnogóra) wypłynęłyśmy promem do Bari. Zawsze marzyło mi się zobaczenie południowych Włoch, które okazały się jednym z większych rozczarowań. Bród, pełno śmieci i tysiące prostytutek „na stanowiskach” czekających na klientów pod parasolami coca-cola. Nie tak wyobrażałam sobie tę część Europy! Co ciekawe, im dalej jechałyśmy na północ tym bardziej ten kraj wydawał mi się atrakcyjny. Takie regiony jak Molise, Abruzja, Umbria czy Toskania sprawiają, że chcesz się zatrzymać, aby ta chwila trwała wiecznie. Ludzie we Włoszech są bardzo żywiołowi oraz pozytywnie nastawieni do życia: „la dolce vita” – takie podejście do życia sprawia, że cieszą się każdą chwilą i to się udziela!

Po Włoszech przyszedł czas na Francję. Droga przebiegająca wzdłuż Lazurowego Wybrzeża, od Genui do Nicei, czarowała nas swoim urokiem. Po jednej stronie góry, po drugiej morze. Przy takich atrakcjach nawet zmęczenie schodziło na dalszy plan.

W Nicei Karolina postanowiła zrezygnować z wspólnej podróży. Zostałam sama ze swoim marzeniem. Początkowo miałam obawy przed samotną wędrówką, bo do przejechania zostało mi 8 000 kilometrów, lecz niebawem uświadomiłam sobie, że jeśli nawet ruszę solo to i tak nigdy nie jestem sama. Bardziej otwieram się na otoczenie, a ono bardzo pozytywnie potrafi mnie zaskoczyć. I tak pewnego dnia spędziłam noc w starym, blisko 200-letnim domu położonym w Prowansji, który otoczony był wielkimi cyprysami, krzewami tak charakterystycznymi dla tego regionu. A wszystko dzięki pomocy pary Francuzów, którzy przygarnęli mnie pod swój dach. Takich magicznych spotkań było wiele podczas mojej podróży – ludzie wyciągali dłoń w najmniej oczekiwanych momentach. Zmieniały się tylko języki oraz granice. I to jest piękne w podróżach motocyklowych – pokazują, że w dobie budowania zamkniętych osiedli, gdzie ludzie się alienują, jednak jesteśmy otwarci na nowe znajomości.

 

fot. z archiwum Weroniki Kwapisz

Hiszpania zauroczyła mnie z kolei cudownymi miastami, wspaniałymi ludźmi oraz boskimi trasami. Od Pirenejów po takie miasta jak: Barcelona, Walencja, Marbella, Sewilla czy San Sebastian. Każde inne, każde bardzo kolorowe – dzięki jego mieszkańcom. Kraj ten żyje dwadzieścia cztery godziny na dobę, noc przeplata się z dniem, a dzień z nocą. Miasta tętnią życiem. Ludzie lubią spędzać wspólnie czas przy szklaneczce regionalnego alkoholu oraz wyśmienitych Tapas (przekąskach). Zupełnie inna jest Portugalia. Faro znane z jednego z największych zlotów w Europie, poza sezonem rozczarowuje brakiem klimatu. Wszystko w porównaniu do Hiszpanii jest skromniejsze. Ludzie również żyją oszczędniej, nie powinno nikogo dziwić, że jeśli zjawisz się w mniejszej miejscowości to knajpa po godzinie 22 będzie zamknięta. Natomiast Portugalia oczarowywuje dziewiczymi plażami, skalistymi klifami (bajkowe Capo de Roca) oraz trzema magicznymi miastami Lizboną, Sintrą oraz Porto.

Następnie na mojej trasie była centralna Francja (dolina Loary) oraz Luksemburg. To idealne miejsca do wycieczek motocyklowych. Warto jest tam zabłądzić, nigdy nie wiadomo, jaka niespodzianka będzie na nas czekać za kolejnym zakrętem. Czy będzie to wielki zamek, stara karczma, a może bajkowa droga przebiegająca tuż nad rzeką. Szkoda tylko, że kraj ten ma tak wysokie ceny paliw. Momentami cieszyłam się bardzo, że spalanie mojego VanVana oscylowało w przedziale 2,1-2,6 l./100 km.

Belgia oraz Holandia okazały się perełkami na moim szlaku. W Brukseli oraz Amsterdamie warto spędzić trochę więcej czasu, aby poczuć klimat tych miast i spróbować ich wyjątkowych specjałów, a kto wie może i zintegrować się z lokalnymi mieszkańcami. Niemcy powitały mnie chłodną deszczową aura, niestety jazda w burzy i przy gradobiciu nie jest najprzyjemniejszą rzeczą… Szczególnie, gdy temperatura spada do 3-4˚C. Na całe szczęście atmosfera w Berlinie była zdecydowanie cieplejsza. Widok Bramy Brandenburskiej uświadomił mi, że wszystko, co dobre szybko się kończy. I moja podróż również.

Poznań był ostatnim przystankiem Riding Acorss Europe. Po raz pierwszy byłam w tym mieście, miejsce to uzmysłowiło mi jak bardzo Polska się rozwija, jak piękny mamy kraj, z którego powinniśmy być dumni.

Wyprawa Riding Across Europe była spełnieniem moich marzeń, w każdym kraju, przez który przejeżdżałam poznałam wyjątkowych ludzi, którzy po części tworzyli tę podróż. Dotarło do mnie również, że nie ważne, jaki kierunek obierzemy: czy to będą egzotyczne, nowoczesne czy zabytkowe miejsca – motocykl nawet ten najmniejszy, taki jak Suzuki VanVan sprawi, że pokonując kolejne kilometry przeżyjemy wiele wspaniałych przygód, które przez lata będziemy później wspominać.

Serdecznie dziękuję Katarzynie Frendl (redaktor naczelnej Motocaina.pl) za pozytywną energię oraz wsparcie podczas całej podróży. Wyrazy wdzięczności przesyłam magazynowi „Świat Motocykli” oraz portalom: Kolumber.pl, Podroze.Gazeta.pl.

Wielkie podziękowania kieruje do partnerów wyprawy. Firm, które uwierzyły w realizacje mojego marzenia – Suzuki, Samsung, Modeka oraz Moto-Akcesoria.pl

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze