Edyta Klim

Rajd i Wyprawa Pełną Piersią – solidna porcja adrenaliny i energii dla amazonek

Karolina Sobieraj to inicjatorka rajdów i wypraw offroad dla kobiet, które dotknęła choroba i skutki raka piersi. Zaangażowana perfekcjonistka, która sama walczyła z rakiem, tworzy wyjątkowe, kobiece spotkania z pasją.

Rajd Pełną Piersią miał swoją czwartą edycję, a Ty jesteś jego organizatorką – na czym polega ten rajd i kto w nim może wystartować?

Rajd Pełną Piersią – to trzydniowa impreza offroad’owa dla kobiet, które zmagały się lub nadal walczą z rakiem piersi. Nie ma żadnych ograniczeń wiekowych ani sprawnościowych, bo najważniejsze jest pozytywne nastawienie i chęć przeżycia wspaniałej przygody. Pierwszy dzień, to zawsze ognisko zapoznawcze, krótka odprawa, szkolenie z czytania roadbook’a, objaśnienie zasad bezpieczeństwa i wspólna kolacja. W tym roku dodatkowo zorganizowałam pogadankę o profilaktyce raka piersi, dla lokalnych kobiet z grupy ryzyka. Kolejny dzień, to szybka odprawa przedrajdowa, losowanie instruktorów i start. Wprowadziłam w tym roku również konkurs na najlepsze przebranie – dziewczyny naprawdę się zaangażowały i było bardzo zabawnie!

Jak na prawdziwy rajd przystało – mamy start i metę, dziewczyny podzielone są na trzyosobowe zespoły, a każdy z nich ma do dyspozycji auto terenowe z instruktorem. Rywalizacja nie polega na najszybszym dotarciu do mety, ale na ilości punktów zdobytych na trasie, czyli przede wszystkim na technice jazdy w terenie i poprawnym czytaniu roadbook’a. Na ostatniej, ok. 40-sto kilometrowej trasie, były do zaliczenia min.: próby w terenie, strome podjazdy, piach, triale, odcinki na quadach, foto punkty. Oczywiście panie zmieniają się za kierownicą, aby każda mogła spróbować swoich sił w jeździe offroad. Dla osób, które nigdy nie miały do czynienia z dużym autem, przystosowanym do jazdy w terenie, taka jazda po błocie albo przejazd przez rzekę – to często wielka, życiowa przygoda i wspomnienie na wiele lat.

Organizacyjnie to spore wyzwanie? Ile masz pracy z takim rajdem i skąd bierzesz dla dziewczyn samochody?

Tak, organizacyjnie – to spore wydarzenie. Bazuję na swoim eventowym doświadczeniu i wewnętrznej sile dążenia do perfekcjonizmu. Lubię mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, choć pewnie kosztuje mnie dużo więcej czasu i energii, niż kogoś, kto nie wkłada w swoje projekty aż tyle serca. Tak już mam… (śmiech) Moja mama tydzień przed rajdem przestaje już do mnie dzwonić, bo jest trochę nerwowo, ale ona wie, że chcę, żeby wyszło jak najlepiej. Dziękuję mamo za wyrozumiałość!

Praca nad organizacją inicjatywy, sponsorowanej z różnych źródeł, nie należy do najłatwiejszych, trzeba mocno improwizować na ostatnią chwilę. Na tym polu działa sporo rajdowych przyjaciół, którzy pomagają mi w pozyskiwaniu wsparcia finansowego. Znam budżet minimalny i w jego obszarze działam na początku, potem agenda rozszerza się, w miarę poszerzających się możliwości finansowych. Od 2016 roku za stronę techniczną i logistykę (w tym również przygotowanie tras i roadbooka) odpowiadają chłopaki z Travel Adventure School, którzy także użyczają swoje auta oraz mocno mobilizują znajomych do pomocy. A może jakaś  offroad’owa czytelniczka motocainy chciałaby się przyłączyć do naszej akcji? Serdecznie zapraszam!

Jak rozwinęła się ta inicjatywa od swojej pierwszej edycji? Co się zmieniło i czy na lepsze?

Pierwsza edycja odbyła się w 2016 roku. Nie miałam wtedy finansowania na gadżety i koszulki dla dziewczyn, mogłam tylko pomarzyć o upominkach na powitanie. Przy pierwszych realizacjach ciężko znaleźć kogoś, kto uwierzy w Twój projekt, trzeba mocno kombinować… Niestety organizację drugiej edycji przerwała mi moja własna choroba. W 2017 roku okazało się, że mam raka piersi i „przeczołgano mnie” przez półroczną chemioterapię.

Organizacyjnie od drugiej edycji było już łatwiej, bo miałam relację fotograficzną. Pojawili się partnerzy rajdu, którzy do dzisiaj, na stałe, pomagają w jego realizacji, bądź wspierają mnie rzeczowo. W tym roku działa się dosłownie przedrajdowa magia, dzwonili do mnie obcy ludzie, proponując gadżety rajdowe i upominki dla dziewczyn. Wierzę, że przyszły rok będzie jeszcze lepszy! Okazuje się bowiem, że dobrych ludzi wkoło jest naprawdę dużo, a mój pomysł na wsparcie kobiet w powrocie do zdrowia psychicznego, po ciężkiej bitwie z „gadem”, jest moim osobistym sukcesem. W 2022 będziemy mieć piątą edycję, czyli można powiedzieć, że pierwszą większą rocznicę. Legenda rajdu się rozniosła, więc i chętnych z roku na rok przybywa – w ostatniej edycji udział brało 30 uczestniczek z całej Polski. Zmiany są zdecydowanie na lepsze, choć z roku na rok, to ja sama podnoszę sobie organizatorską poprzeczkę (śmiech).

Przeżyłaś i poczułaś to, z czym zmagają się uczestniczki Twojego rajdu?

Niestety tak. Poddałam się kilku operacjom, doświadczyłam bólu i musiałam znaleźć w sobie niewyobrażalne pokłady odwagi, siły i determinacji, aby to przeżyć. Wtedy zrozumiałam, że walka z rakiem, to bardzo ciężka próba! Zmieniło się wszystko, życie wywaliło mi się do góry nogami. Przetrwałam to i dzisiaj jestem zdrowa, ale na własnej skórze doświadczyłam czegoś tak okrutnego, że postanowiłam tę siłę przekazać dalej w sposób, jaki wychodzi mi najlepiej – jednocząc ludzi. Pojawiły się nowe pomysły i dostałam skrzydeł do działania na rzecz dziewczyn, które zmagają się z leczeniem i chorobą.

Czy zdaniem Twoim i uczestniczek rajdu, pomoc medyczna dla pacjentek onkologicznych stoi w Polsce na przyzwoitym poziomie?

Jeżeli dobrze wybierze się placówkę, samo leczenie przebiega w miarę płynnie, ale naszym zdaniem nie istnieje coś takiego, jak szybka terapia onkologiczna. Często droga do upragnionego zdrowia, to wielogodzinne kolejki w nieklimatyzowanych pomieszczeniach po chemię. Długie terminy wizyt, zmęczony personel. Ciągłe proszenie, a wręcz błaganie o konkretne skierowania i leki. Są szpitale, gdzie działa to sprawnie, ale są też miejsca, gdzie nic się nie sprawdza. Często jest tak, że nie ma jednego lekarza prowadzącego, więc na każdej wizycie jest to ktoś inny, kto nie zna historii choroby, a zmienia tryb leczenia. To wyprowadza pacjenta z pewnego cyklu, kosztem poczucia bezpieczeństwa, aby za chwilę powrócić do starego planu leczenia, bo znowu zmienia się lekarz…

Prawdziwa droga pod górę zaczyna się w momencie, kiedy jest się już „zdrowym” (mówię z własnego doświadczenia). Trzeba się bardzo nakombinować, aby dostać się do dobrego, „ludzkiego” lekarza, a o podstawowe badania często trzeba żebrać (naprawdę!). Część oczywistych badań, dla własnego świętego spokoju (z obawy o przerzuty), trzeba robić prywatnie. Tak naprawdę, ile jest pacjentek, tyle różnych historii i zdań na temat leczenia.

Obecnie Ministerstwo Zdrowia co chwilę cofa bezpłatne leczenie dla kobiet z rozsianym rakiem piersi, bądź refundację innych leków. Są pacjentki z rakiem w remisji, który w każdej chwili może wrócić i dać przerzuty. Do powstrzymania tego procesu potrzebne są leki tzw. celowane. Dla ogromnej ilości kobiet wycofanie tych refundowanych leków – to wyrok śmierci. To naprawdę fatalna sytuacja i prawdziwy skandal!

Nazwa rajdu jest symboliczna?

Rajd Pełną Piersią dlatego, że większość startujących w nim kobiet jest po amputacji piersi i ich rekonstrukcji implantem, czyli „Pełną Piersią” – bo mamy cycki (śmiech). Naszym zadaniem jest również informowanie kobiet o tym, że rekonstrukcję piersi można (spełniając pewne warunki) zrobić na NFZ. Mało kto o tym mówi.

Niestety rak nie zawsze jest łaskawy. W czasie ostatniej edycji powstała nowa tradycja, bardzo przykra – posadziłyśmy jedenaście młodych brzózek, po jednej dla naszych rajdowych koleżanek,  które odeszły…

Impreza ma cel integracyjno-rozrywkowy, czy też w jakiś inny sposób wspiera kobiety, które walczą z rakiem?

Rajd Pełną Piersią to, poza jednodniową adrenaliną, a czasami wyjściem ze swojej strefy komfortu – czas spędzony wśród kobiet, po takich samych przejściach. Dziewczyny są pełne energii do życia, rozmawiają, wymieniają się wiedzą odnośnie zdrowego trybu życia, zawierają przyjaźnie. Wspólnie się gimnastykują, podczas aktywnych poranków, a wieczorami śpiewamy przy ognisku. Tworzy się naprawdę bardzo przyjazna atmosfera, która pomaga oderwać się od codziennych problemów i złych myśli. W przyszłym roku chcę dodatkowo rozszerzyć program rajdu o warsztaty (tematyka jeszcze nie jest ustalona, ale chciałabym pójść w stronę rozwoju osobistego i sztuki).

Myślę, że relacje z moich imprez pokazują ludziom, że rak to naprawdę nie jest wyrok, że można się cieszyć każdym dniem, a nawet trzeba, bo inaczej to nie ma sensu… Ludzie, którzy przyjeżdżają do nas, na przykład pomóc w organizacji – na początku są bardzo wycofani. Ci zdrowi boją się raka, boją się chorych, ale później dostrzegają tą kipiącą, życiową energię w dziewczynach i wpadają w jakiś cudowny trans, który trwa do końca imprezy. Każda osoba, która wraca do domu po naszym rajdzie, mówi to samo zdanie (naprawdę!): „Przyjechałem tutaj pomagać i wspierać dziewczyny, a to one dały mi siłę i zaraziły mnie chęcią do życia”. To chyba najlepsze podsumowanie faktu, że warto dla nich działać!

Skąd właściwie pomysł na taki rajd? Miałaś wcześniej doświadczenie w organizacji tego typu imprez?

Organizacją imprez motorsportowych zajmuję się od 2010 roku. Kiedy moja mama zachorowała na raka piersi, zdałam sobie naprawdę sprawę z tego, że leczenie onkologiczne zostawia mocny i niestety trwały ślad w psychice. Mimo że mózg ludzki jest bardzo sprytny i wypiera sporo złych wspomnień, to walka z rakiem jest naprawdę wykańczającym przeżyciem i fizycznie, i psychicznie. Organizując przeprawy offroad’owe dla klientów korporacyjnych zdałam sobie sprawę, ile taka impreza budzi pozytywnych emocji. I wtedy pojawił się pomysł zrobienia takiej imprezy dla dziewczyn po raku. Przyjaciele nie zawiedli i zrobiłam w 2016 roku pierwszy Rajd Pełną Piersią. Było skromnie, dziewczyny upiekły ciasta, było też ognisko – do dzisiaj to wspominamy, a dziewczyny nazywają mnie „Matką Rajdu” (śmiech).

Off-road samochodem to Twoja pasja?

Motoryzacja to zdecydowanie moja pasja. Już jako 10-letnia dziewczynka woziłam mojego tatę motocyklem, bo od dziecka uwielbiam pojazdy mechaniczne. Kiedy odkryłam offroad to było oczywiste, że się zakocham, tak samo jak w crossach, enduro, szybkich autach, drifcie… Mam nawet patent sternika motorowodnego. Uwielbiam szybkość w autach szosowych, technikę jazdy w offroad, wysiłek na motocyklach. Bardzo się cieszę, gdy mogę swoimi pasjami zarażać inne dziewczyny, a one równie szybko łapią bakcyla. Jedna z uczestniczek rajdu kupiła już nawet terenówkę (śmiech).

To nie jedyna Twoja inicjatywa dla amazonek?

Rajd jest zawsze w maju, a od zeszłego roku pojawił się drugi projekt – wrześniowy, czyli Wyprawa Pełną Piersią, gdzie przez tydzień podróżujemy autami offroad’owymi. We wrześniu 2020 r., ze względu na panujący covid, zostaliśmy w Polsce i z centralnej jej części ruszyliśmy w Bieszczady. Spaliśmy pod namiotami, zwiedzaliśmy, oczywiście błoto też było (śmiech). W tym roku Wyprawa Pełną Piersią rusza się do Rumunii.

A w tym momencie pracuję nad założeniem własnej fundacji, działającej na rzecz kobiet, które walczą lub walczyły z chorobą onkologiczną. Poza rajdem, chciałabym je stale wspierać, poprzez różnego rodzaju warsztaty i akcje społeczne. Marzę, aby stworzyć taką przestrzeń w Warszawie, gdzie będziemy mogły wzajemnie się wspierać i nawiązywać nowe przyjaźnie. To mój nowy cel!

Na jakim etapie organizacji jesteś z wyprawą do Rumunii? Spotykacie się na miejscu czy droga do Rumunii też jest częścią programu?

W tej chwili staram się pozyskać finansowanie na paliwo do terenówek oraz pokrycie kosztów organizatorskich (noclegi, bilety do różnych atrakcji wyjazdu, itd.). W planie jest bardzo dużo zwiedzania i jeżdżenia po górach – jaram się bardzo! (śmiech) Niedługo będzie oficjalna lista uczestniczek – w tym roku pojedzie z nami 15 kobiet. Oczywiście wyruszamy wszyscy razem z Warszawy i kolumną aut przemieszczamy się do celu, zwiedzając i podziwiając lokalne widoki.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze