Edyta Klim

Motocyklowa randka w… Kapadocji

Joanna Bielak pieszo i rowerem odwiedziła wiele krajów, ale gdy w jej życiu pojawił się Paweł z motocyklem - podróżowanie nabrało nowego wymiaru. A randka w Kapadocji była na tyle udana, że teraz snują wspólne plany, już na dwa motocykle.

Zdradź nam, czym się w życiu zajmujesz i od kiedy bliskie Ci jest podróżowanie?

Na co dzień mieszkam w Krakowie, choć pochodzę z Warszawy. Zawodowo uczę ludzi pływać i prowadzę treningi personalne. Działam na własną rękę, dlatego mam dość dużo wolnego czasu i przez kilka ostatnich lat podróżowałam z plecakiem pieszo i na rowerze. Rowerem przejechałam Norwegię (Nordkapp), Maroko (Góry Atlas, Sahara), Peru i trzy razy zaliczyłam kultową trasę tzw. Transalp (wyprawa z plecakiem przed Alpy). A bez roweru, rok temu zwiedziłam Iran.

Kiedy i jak poznałaś Pawła? To prawda, że wspólny wyjazd motocyklem do Kapadocji był Waszą randką?

Tak, wypad potraktowaliśmy jak randkę, która powie nam coś więcej o sobie, bo znaliśmy się wcześniej, raptem ok 2-3 miesiące. A tu czekało na nas 17 dni razem non stop i brak możliwości udawania – przy takiej podróży nie da się mieć ciągle makijażu, czy choćby myć się codziennie (śmiech). Wychodzą różnice charakteru lub przyzwyczajenia i niby obydwoje wcześniej podróżowaliśmy, ale na inne sposoby. Wspólna podróż na początku znajomości pokazuje druga osobę w pigułce i nie ma miejsca na sentymenty: wracasz albo z kimś, albo sam/sama (śmiech).

Jak przeszliście ten egzamin z bycia razem? Było trudno czy w naturalny sposób się zgraliście?

Zgraliśmy się dosyć szybko, ale nie powiem, że było łatwo (śmiech). Obydwoje uwielbiamy rządzić i nie raz szliśmy – jak my to nazywamy „na barany”. Podczas podróży również pierwszy raz się ostrzej pokłóciliśmy, a zaczęło się od… prysznica. Ja, po wielogodzinnej jeździe i kasku na głowie marzyłam, żeby pierwsze co zrobić to pójść pod prysznic (o ile taki się na trasie pojawi), a Paweł nie mógł zrozumieć, dlaczego najpierw nie rozbijamy namiotu i nie gotujemy (śmiech). Mimo to okazało się, że odbieramy rzeczywistość w bardzo podobny sposób, kręcą nas podobne sytuacje, ciekawią podobne miejsca itp. Uwielbiam podróżować z Pawłem, bo w stu procentach mu ufam i wiem, że poradzimy sobie w każdym momencie podróży.

Dlaczego wybraliście ten właśnie kierunek?

Pomysł na Kapadocję wyszedł bardzo spontanicznie. Wiedzieliśmy, że mamy kilkanaście dni wolnych i sprawdziliśmy na mapie, gdzie w tym czasie można dojechać i co zobaczyć. W Stambule i w Atenach mieliśmy znajomych, u których mogliśmy się zatrzymać, a sama Kapadocja urzekła nas podczas oglądania zdjęć w internecie. Obydwoje wolimy naturę i kontakt z ludźmi, niż muzea, a ponieważ jesteśmy żądni nowych wrażeń, to w skład odwiedzanych miejsc znalazło się 13 krajów, w tym dwie wyspy: Kos i Santorini.

Które z tych odwiedzonych po drodze krajów najbardziej Cię urzekły? Które zaskoczyły i czy miło?

Opisując po kolei, to na pewno Stambuł – jako miasto kontrastów, w którym nie sposób się nudzić. Grecja przywitała nas piękną pogodą i dobrym asfaltem, a Macedonia czy Rumunia – to moim zdaniem miejsca kompletnie niedoceniane przez Polaków! Popularne są teraz wyjazdy do Tajlandii, a ja każdemu poleciłabym zobaczyć najpierw piękne jezioro Ochrydzkie, zatopione kościoły i klasztory pochowane w niedostępnych miejscach. Bliżej, taniej i niesamowicie mistycznie. Plusem jest też to, że nie potykasz się o turystów (śmiech).

Czy Kapadocja spełniła Wasze oczekiwania?

Tak, Kapadocja rzeczywiście jest bajkowa! Nie znajdziecie tam bardzo nachalnej turystyki, a spacerowanie po dolinach i formacjach skalnych sprawia, że można się poczuć jak w grze komputerowej. Picie tureckiej herbaty, tuż pod wielkim skalnym fallusem – na pewno robi wrażenie (śmiech). Niestety nie udało nam się skorzystać z głównej atrakcji regionu, czyli lotu balonem, z powodu zbyt silnego wiatru przez cały okres, w którym tam byliśmy. 

Jakieś przygody, których nigdy nie zapomnisz?

Takie podróże robi się przede wszystkim dla przygód, więc było ich mnóstwo! W Grecji uciekaliśmy przed niedźwiedziem, który, jak powiedzieli nam miejscowi – okazał się być wielkości dużego psa i absolutnie nie zagrażał naszemu życiu czy zdrowiu (śmiech). W Turcji, w miejscowości Konya miałam absolutny kryzys, bo nie dość że byłam bardzo zmęczona, po prawie 700 kilometrach jazdy, to jeszcze zamarzałam. A okazało się, że w całej miejscowości nie ma żadnego miejsca noclegowego, oprócz 5-gwiazdkowego hotelu, który pochłonąłby nasz cały wyprawowy budżet! Spaliśmy w końcu w namiocie na polu przy autostradzie, a zaniepokojeni tą dziwną sytuacją mieszkańcy z okolicy, świecili w nocy latarkami i krążyli wokół w asyście psów.

A motocykl podbił Twoje serce?

Wyjazd z Pawłem do Kapadocji to moja pierwsza podróż motocyklowa, gdzie byłam pasażerką, czyli tzw „plecaczkiem” (śmiech). I na tyle mi się to spodobało (a może znudziła mi się „bezczynność” tej roli), że skończyłam właśnie kurs na prawo jazdy kat. A i czekam tylko na egzamin, który będzie w marcu. Obecnie rozglądam się za motocyklem i planujemy z Pawłem większy, kilku-miesięczny wyjazd.

Jakie motocykle Ci się podobają? Za jakim modelem się rozglądasz?

Przed dłuższym wyjazdem zależy nam, żeby nasze motocykle miały zbliżone komponenty – zawsze łatwiej jest wtedy wymienić części w razie awarii, czy wieźć przez tysiące kilometrów ten sam komplet opon, a nie dwa różne. Paweł jeździ na BMW F800 GS, a ja rozglądam się za trochę mniejszą wersją, np. F650 GS czy ewentualnie Dakar – choć ten może się okazać trochę za wysoki. Nigdy nie kręciły mnie ścigacze, zamiast prędkości wolę właściwości terenowe (śmiech). Wcześniej, kiedy jeździłam na rowerze – też wybierałam model górski, gdyż poza utartymi szlakami więcej się dzieje, a  tam na typowo szosowych oponach nie pojadę.

Jakie zauważyłaś plusy podróżowania motocyklem w stosunku do innych, testowanych przez Ciebie sposobów podróżowania?

Głowna różnica to zasięg. Na rowerze robiłam średnio ok. 100 km dziennie, a motocyklem jestem w stanie zrobić nawet 7-8 razy tyle. Z plecakiem poruszać się można pieszo lub autobusami/stopem, ale po jakimś czasie jest to bardzo męczące. No i trzeba się dostosować do rozkładu jazdy lub innych osób. Motocykl jest cudownym kompromisem: wjedzie prawie wszędzie, po drodze odczuwasz zapachy, pęd powietrza i bawisz się na zakrętach (śmiech). To wolność, ale też i duża odpowiedzialność, bo jazda na motocyklu wymaga umiejętności – odpowiadasz w końcu za swoje życie, a niekiedy i pasażera. Tak samo, jak na rowerze możesz zatrzymać się w dowolnym miejscu (no może nie na autostradzie) i po prostu zasnąć na trawie czy zrobić sobie piknik – co z Pawłem bardzo lubimy. I to jest właśnie ta esencja, nie do podrobienia!

Jaka jest Twoja wymarzona podróż? Gdzie i dlaczego tam?

Bardziej niż konkretne miejsca interesuje mnie typ podróżowania. Marzę o tym, żeby doświadczyć w życiu jeszcze trzech typów podróży. Pierwszy planuję z Pawłem i jest to tzw. „życie w drodze”. Kilka miesięcy poruszania się non stop, najlepiej właśnie na motocyklu, ale z przerwami na trekking w górach, czy po prostu kilkudniowe zwiedzanie „z buta”. Bez pośpiechu i konkretnego planu, za to z otwartością na to, co ma się wydarzyć. Drugim moim marzeniem jest samotna podróż, do której bardzo powoli dojrzewam i na pewno chciałabym, żeby był to wyjazd tzw. „duchowy”. Do głowy przychodzi mi znany szlak do Santiago de Compostela w Hiszpanii, którzy ludzie pokonują w kilka tygodni pieszo lub na rowerach. W moim przypadku nie miałoby to nic wspólnego z religią, ale okolice są piękne, a sam szlak niezbyt wymagający – akurat na pobycie sam na sam ze sobą. I w końcu trzeci typ podróży, to mam nadzieję, kiedyś z dzieckiem. Z podziwem śledzę blogi podróżujących rodziców z dziećmi. To musi być inny wymiar podróżowania…

Macie dalsze, wspólne plany motocyklowe?

Jak najbardziej mamy wspólne plany i już od czasu podróży do Kapadocji zrobiliśmy kilka mniejszych wypadów, zarówno na motocyklu, jak i bez, m.in. Ukraina-Mołdawia-Rumunia, Toskania. Powróciliśmy też na 7 dni do Stambułu, który nas oczarował po drodze do Kapadocji. Jeśli nic się nie zmieni, to w 2017 roku rzucamy wszystko i jedziemy, już na dwóch motocyklach, do Chin lub Mongolii (dokładna trasa jeszcze do ustalenia). Zależy nam na podróżowaniu powoli, chcemy dużo zobaczyć i zakosztować życia w drodze.

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

Jest to mega romantyczne bo pokazuje, że pasja łączy ludzi i nawet w trakcie podróży można poznać kogoś z kim się spędzi resztę życia. Według mnie historia jest wspaniała 🙂 Ja uwielbiam takie wyprawy dlatego też mega mnie to wzrusza. Teraz mam zamiar wyjechać z time2moto do Hiszpanii. Mam nadzieję, że będzie to niezapomniana przygoda 🙂

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze