Motocyklem przez świat – rozmawiamy z Weroniką Kwapisz

Odważna motocyklistka, aktorka, podróżniczka i pasjonatka jednośladów. Kobieta, która realizuje właśnie swoje marzenie - motocyklową wyprawę życia. Pytamy o jej pierwsze maszyny, wypady i autorytety oraz przygotowania do tej niesamowicie zapowiadającej się podróży - Riding Across Europe.

Weronika podczas zlotu na Junaku Millenium
fot. z archiwum W. Kwapisz

24-letnia Weronika Kwapisz to zodiakalna mieszanka Lwa i Panny. Studiuje psychologię społeczną i jest w trakcie pisania pracy magisterskiej. Mieszka pod Warszawą, ale ciągnie ją do zupełnie innych miejsc na świecie. Rozmawiamy z kobietą, która planuje pokonać za kilka miesięcy 20 tysięcy kilometrów, objeżdżając Europę motocyklem z koleżanką, Grażyną Bubałą.

– Dlaczego akurat motocykle, a nie np… garncarstwo?
Bo motocykle od zawsze były obecne w moim życiu. Czuję, że „to jest to”, że na samą myśl o nich, serce zaczyna walić mocniej. Moi dziadkowie przed wojną otworzyli warsztat motocyklowy, do dziś prowadzi go babcia, choć ma już prawie 90 lat. To chyba po niej odziedziczyłam benzynę we krwi.

– Czy jeszcze ktoś z rodziny dzieli z Tobą tę samą pasję? 
To dzięki tacie przejechałam motocyklem tysiące kilometrów, jeździłam z nim jako plecaczek na wszystkie wyjazdy motocyklowe i tak wspólnie przejechaliśmy ponad 60 000 km po Polsce. Mam 2 siostry, lecz one nie podzielają tej pasji, wręcz spoglądają na nas jak na wariatów. Z początku mama bardzo się obawiała o moje bezpieczeństwo, raz nawet ukryła mój dowód rejestracyjny, lecz z biegiem czasu zrozumiała, że moja pasja do motocykli jest wielka i dziś wspiera mnie w moich działaniach. 

Początkowo jeździła za taty plecami.
fot. z archiwum W. Kwapisz

– Czym się interesujesz poza motocyklami?
Od dłuższego czasu rozwijam się aktorsko. Kocham film i to właśnie tej pasji poświęcam każdą wolną chwilę, gdy nie jeżdżę motocyklem. 

– Kiedy przejechałaś pierwsze metry na motocyklu i na jakim? Ktoś Cię na niego wsadził, czy sama wskoczyłaś?
Pewnego dnia do taty przyjechał znajomy na motocyklu, był to ścigacz Hondy… miałam wtedy z 4 lata. Posadzili mnie z tyłu, założyli kask i od tego momentu z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Tego dnia nie przejechałam nawet kilometra, była to króciutka przejażdżka z tatą po zamkniętej drodze, ale zapamiętam ją do końca życia. 

Od tamtej pory, już zawsze odwracała mi się głowa na dźwięk nadjeżdżającego motocykla, nie ważne, czy była to SHL-ka, WSK, czy może jakaś japońska maszyna… Pierwsze „dwa kółka” dostałam mając 12 lat, był to skuter Hyosunga o magicznej nazwie Super Cab; głównie jeździłam nim po działce, a później po leśnych i polnych drogach. Sąsiedzi rozpoznawali mnie z daleka, bo jeździłam tym skuterem na stojąco, co wyglądało dość komicznie. Następnie był Junak Qumpel, kolejny skuter, którym już regularnie jeździłam po mieście. Nim zdałam prawko w moim garażu pojawił się Junak Millenium o poj. 250 cm3 . Pierwsze kilometry nawijałam nim na placu u rodziców w firmie, robiąc tysiące ósemek, slalomów, starając się go jakoś poskromić. Z Junakiem przeżyłam niejedną przygodę i wspominam go bardzo miło. W szczególności moją pierwszą zagraniczną wyprawę do Włoch, kiedy to pokonałam nim 3300 km w 6 dni. Coraz dalsze wycieczki zmusiły mnie do poszukania większego motocykla. I tak zbliżał się kolejny wyjazd, tym razem w Alpy, a ja byłam bez motocykla… W ostateczności czekało mnie plecaczkowanie, lecz każdy motocyklista wie, że jak raz zakosztuje się motocyklowej wolności, to już jazda w tandemie nie jest tym samym. Kilka dni przed wyprawą otrzymałam od taty smsa – „mam coś, ale więcej jak wrócisz”, efekt był taki, że motocykl oglądałam o godzinie 23 w blasku reflektorów i powiem szczerze była to miłość od pierwszego wejrzenia. Załatwianie spraw biurokratyczno-logistyczno-urzędowych sprawiło, że moją żółtą „Bee” miałam gotową do jazdy na dwa dni przed godziną zero… a przecież powinnam była się jeszcze wjeździć.

Weronika i jej BMW F650GS
fot. z archiwum W. Kwapisz

– Jakie lubisz jednoślady? Jest jakiś jeden, który wyjątkowo Cię urzeka?
Ojjjj… gdybym miała nieograniczony budżet w moim garażu z pewnością pojawiłyby się takie motocykle jak: Suzuki Volusia, Triumph Bonneville TS100, Suzuki Gladius, jakieś enduro 125 cm3, oczywiście BMW F650GS, no i może jakiś zgrabny skuter, może klasyk… Osa? 

– Umiesz sama naprawiać motocykl?
Podobno mam intuicję. Już kilka razy pomogłam kolegom, co nie było dla nich łatwe do przełknięcia… Ale staram się przestrzegać zasady: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. W trasie oraz na postoju. 

– Odbyłaś już kilka wypraw. Która najbardziej zapadła w Twojej pamieci?
Pierwszy mój wyjazd motocyklem, to był weekendowy wypad do Kotliny Kłodzkiej, połączony z cruiserowaniem po Czechach. Tego wyjazdu nigdy nie zapomnę, był dla mnie bardzo wymagający. W 3 dni przejechałam 1200 km, czekało mnie kilka agrafek, które przyprawiały mnie o zawrót głowy, ale dzisiaj wspominam je z wielkim uśmiechem na twarzy. Pół roku później, kiedy nadszedł nowy sezon pojawiła się na horyzoncie możliwość wyjazdu do Włoch (Santa Monica). Wszystko szło po mojej myśli do czasu, kiedy to mój tata oznajmił, że nie może jechać, bo wypadło mu służbowe spotkanie. Moje marzenie jednak pozostało… i po chwili wątpliwości powiedziałam – jadę! Było w tym więcej działania, niż myślenia. Rodzice byli z początku przerażeni, a ja sama chyba nie zdawałam sobie sprawy, na co się piszę. Ten wyjazd był dla mnie niezapomnianą przygodą; do dziś wspominam moich towarzyszy podróży (byłam jedyną motocyklistką), którzy to wspierali mnie na każdym kroku. To jest też piękno jazdy w grupie, że masz u boku osobę, na którą możesz liczyć. Następnie czekał mnie wyjazd w Alpy, które są rajem dla motocyklistów. Była to jedna z najbardziej wymagających dla mnie tras, trudne odcinki z baśniowymi widokami. Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć. W zeszłym roku, z grupą znajomych wyjechałam do Norwegii, wspólnie pokonaliśmy 4400 km w dwa tygodnie. Po Alpach myślałam, że żaden wyjazd nie będzie mógł się równać z widokami w Austrii, lecz się myliłam. Norwegia powaliła mnie na kolana nieziemskimi pejzażami. Kraina ta może wydawać się łatwiejsza technicznie, niż Alpy i Dolomity, ale przyznam, że jej drogi są bardzo zdradliwe i trzeba być bardzo czujnym.  

Pierwsze wyprawy Junakiem.
fot. z archiwum W. Kwapisz

 – Chciałabyś spróbować kiedyś swoich sił w sporcie motocyklowym, a jeśli tak to w jakiej dyscyplinie i dlaczego?
Jeśli chodzi o sportową jazdę to chyba najbliżej mi do „brudasowej miłości”; kiedyś bardzo chciałabym wystartować w „Pogoni za lisem”, w której to ścigali się mój dziadek oraz tata. 

– Masz jakieś autorytety, swoich idoli, kogoś na kim się wzorujesz?
Jeśli chodzi o świat motocykli, to z pewnością moim idolem jest Gustavo Cislar, który wyruszył w podróż dookoła świata. Podziwiam go za jego odwagę oraz spontaniczność. Bardzo podoba mi się podejście do życia Jaśka Meli, chciałabym mieć tyle siły co on, jest on dla mnie prawdziwym strong manem. 

– 20 tys. kilometrów wokół Europy – jak zrodził się ten pomysł?
Pomysł zrodził się gdzieś pod Wenecją, kiedy jechałam z grupą znajomych do Santa Monica we Włoszech. Była to moja pierwsza wyprawa, jechałam wtedy Junakiem Millenium. Wyprawa dookoła świata Ewana McGregora oraz Charleya Boormana (Long Way Round) nie była mi obca, oglądałam już wcześniej „Dzienniki Motocyklowe”, pomysł dalszej podróży kiełkował we mnie już od dłuższego czasu, lecz dopiero kiedy jechałam przez Włochy zrozumiałam, że marzenia te nie są tak odległe, jakby mogłoby się wydawać. 

– Jak poznałyście się z Grażyną? Długo jeździcie razem?
Z Grażyną poznałyśmy się w klubie, w którym wspólnie śmigałyśmy przez ostatnie lata. Bardzo imponuje mi jej spokojna, wyważona jazda, a warto przypomnieć, że jeździ Yamaha R6. Do tego jest osobą pozytywnie zakręconą, a to bardzo cenię u innych osób.  

Jest też czas na chwilę relaksu.
fot. z archiwum W. Kwapisz

– Jeśli miałabyś poradzić innym, jak trzeba dobierać partnera do tego rodzaju długich wypraw, to na co zwracać uwagę?
Nie ma recepty… trzeba tę drugą osobę lubić, szanować i mieć świadomość, że podczas długich wypraw przyjdzie kryzys. Mogą narodzić się małe konflikty i po prostu trzeba być na to przygotowanym psychicznie. I trzeba mieć świadomość, że czasami to my możemy stwarzać problemy, a nie ta druga osoba, dlatego trzeba umieć się zdystansować. Wszystko to pięknie brzmi, zobaczymy jak będzie w praktyce [śmiech]. 

– Dałabyś radę pojechać na taką wyprawę sama i czy w ogóle bierzesz pod uwagę samotne podróże motocyklowe?
Lubię jeździć w grupie, bardzo ważne są wspólne wspomnienia i świadomość, że masz z kim dzielić się tą szczególną chwilą, którą z pewnością będziesz wspominać przez wiele lat, bez względu na to, czy jest to wyjazd do Kazimierza, czy podróż dookoła kontynentu. 

– Razem planowałyście trasę, czy podzieliłyście obowiązki? Kto jest odpowiedzialny za co?
Do Grażyny przyszłam z gotowym pomysłem, czekając na jej opinię. Jej uśmiech na twarzy uświadomił mi, że mam partnerkę, która jest gotowa znieść wszelkie trudności związane z tak daleką wyprawą. Wspieramy się nawzajem, każda z nas robi wszystko co w jej mocy, aby w tym roku móc wyruszyć w podróż marzeń.  

Widoki urzekają podczas każdej wyprawy.
fot. z archiwum W. Kwapisz

– Trudno zorganizować taką wyprawę w sensie logistycznym, ile wam to zajęło?
Bardzo często obserwujemy poczynania innych, ich reportaże, zdjęcia… i myślimy sobie o jak fajnie. Ci to mają rajskie życie. Ale prawda jest taka, że większość z tych osób, bardzo ciężko pracowała, aby móc wyruszyć w ich podróż i tylko dzięki ich wytrwałości udało im się zrealizować marzenia. 

– Czy w jakiś specjalny sposób przygotowujecie motocykle, poza standardowym przeglądem przed trasą? Zabieracie jakieś części zamienne, czy liczycie na siebie i ew. serwisy w trasie?Chcemy wybrać takie motocykle, które nas nie zawiodą, które będą idealne na tego typu daleką wyprawę. Jaki będzie to model, tego jeszcze nie mogę zdradzić. Z pewnością przy tylu kilometrach ile chcemy przejechać, będziemy musiały zrobić przegląd okresowy naszych motocykli gdzieś na trasie. 

– Będzie czas na jakieś rozrywki, zwiedzanie, kąpiel w morzu?
Naszą największą rozrywką, będzie przede wszystkim sama podróż i jazda motocyklami. Chcemy chłonąć Europę, smakować ją, poznać nowych ludzi i dzięki nim, zrozumieć ich kraj, a nasz kontynent. Z pewnością atrakcji na trasie naszej wyprawy nie zabraknie. Wszystko będziemy uwieczniać na zdjęciach, które będziecie mogli podziwiać na naszej stronie www.ridingacross.com, a także na portalu www.motocaina.pl, który jest naszym patronem medialnym.

Weronika Kwapisz
fot. z archiwum W. Kwapisz

 – Jak tak jedziesz długo motocyklem, co sobie wtedy myślisz?
Jadąc motocyklem trzeba być maksymalnie skupionym, nie ma tutaj czasu na rozmyślanie o problemach, kłopotach… Lecz zawsze znajdzie się chwila na refleksję oraz na kolejne plany motocyklowe. 

– Będziecie mieć intercomy?
Z Grażyną jeździmy dosyć długo w grupie, dlatego mamy opracowanych kilka znaków porozumiewawczych. Oczywiście intercomy mają wiele zalet, lecz zabijają w motocyklach wolność, zamiast uciekać od korporacji, mając wyłączony telefon, dajemy się dopaść wszędzie, co nie jest dobre, gdyż każdy potrzebuje chwili wyciszenia. 

– Nie boisz się tej wyprawy? Co według Ciebie jest najwiekszą trauma w tej podroży, której sie obawiacie? Pogoda, złodzieje, awarie?
Przede wszystkim – jak to mówią motocykliści – nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani motocykliści. Staramy się myśleć pozytywnie, zapewne nie będzie łatwo, będą momenty zwątpienia, lecz to nas nie zniechęca. Pieniądze trzeba mieć, choćby na przysłowiową benzynę, w chwili obecnej poszukujemy dalszych sponsorów, którzy pomogą nam zrealizować marzenie. 

– Będziecie spać w hotelach, czy pod namiotem? Macie dokładnie rozplanowane szczegóły?Staramy się, nie wyznaczać sobie konkretnych miejsc, w których będziemy nocować. Chcemy, aby trasa była całkowicie dostosowana do tego, co się dzieje „tu i teraz”, na bieżąco będziemy ją modyfikować. Z pewnością namiot stanie się naszym przyjacielem, a obecnie nasz profil na facebooku – Riding Across Europe, napływają do nas zaproszenia, ludzie wspierają nas mentalnie, proponują spotkania na trasie, a także noclegi. Jest to bardzo miłe. 

Nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani motocykliści.
fot. z archiwum W. Kwapisz

– Przygotowujecie się jakoś psychicznie i fizycznie, czy kondycyjnie?
Do motocykli trzeba mieć respekt, zawsze się staram dostosować tempo jazdy do swoich umiejętności oraz trasy jaką pokonuję. Nie mam zamiaru nikomu niczego udowadniać, ani pobijać rekordów. Przygotowania mentalnego jako takiego nie ma, fizyczne ćwiczenia rozpoczną się z początkiem wiosny.

– Co by się musiało stać, aby wyprawa się nie powiodła? Macie jakiś limit czasowy, w którym chcecie sie wyrobić?
Nie dopuszczam takiej myśli, aby wyprawa miała się nie powieść [śmiech], pracuję nad nią ponad 2 lata… Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby w ostatni weekend maja, przekręcić kluczyki w stacyjkach, pomachać rodzinom i wyruszyć przed siebie w trasę liczącą blisko 20 000 km. 

– Będziecie się posługiwać GPS, czy zabieracie mapy?
Z pewnością zabierzemy ze sobą klasyczną, poczciwą mapę, ale GPS’y również znajdą się na naszych motocyklach. 

– Jak się spakujesz na taką długą wyprawę?
Kiedy pakowałam się do Norwegii upychałam swoje rzeczy po sakwach kolegów… Może to być dla nas bardzo trudne logistycznie, gdyż jedziemy same. No ale cóż, nie jedziemy, aby się stroić, tylko po to, aby przeżyć przygodę.

I tego Ci życzymy!

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze