Marzę o jeździe bolidem – rozmowa z Katarzyną Glinką

Katarzyna Glinka, ambasadorka marki Renault, opowiada nam o pierwszych motoryzacyjnych doświadczeniach, o tym, dlaczego mąż jej ufa i dlaczego lubi jeździć po Warszawie.

Zacznijmy od tego, kiedy zrobiła Pani prawo jazdy?

Miałam siedemnaście lat – załapałam się jeszcze na przepisy, które na to pozwalały. Kurs zrobiłam jeszcze wcześniej. Mieszkałam wówczas w Świdnicy. Nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie będę mogła jeździć… niestety nie pamiętam, na jakim samochodzie się uczyłam, ale podejrzewam, że był to Fiat – Uno, a może Punto? Pierwsza generacja samochodów kursowych po maluchach.

Od razu myślała Pani o zajęciu miejsca za kierownicą i jeżdżeniu samodzielnie?

Skąd. Jak już wspomniałam, nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie będę mogła jeździć. W rodzinie był wówczas duży Fiat, należący do taty. Początkowo prowadziłam pod nadzorem brata, ponieważ rodzina chciała się przekonać, czy aby na pewno sobie poradzę. Ponieważ jednak nigdy nie miałam szczególnych lęków przed byciem kierowcą, poszło sprawnie i szybko.

Katarzyna Glinka i Renault Grand Scenic
fot. Renault

Zdarzyły się jakieś przygody związane z autem poczas pierwszych lat użytkowania samochodu?

Szczęśliwie nigdy nie zdarzyła mi się żadna większa awaria. W każdym razie nie taka, która wymagałaby ode mnie szukania pomocy u innych. Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, jak bardzo należy uważać za kierownicą, kiedy zaczęłam jeździć po Warszawie. Nie obyło się bez kilku stłuczek, na szczęście niegroźnych. Niemniej musiałam przyzwyczaić się do tego, że stolica jest miastem bardzo dynamicznym, i dostosować do tego styl jazdy. Samochodów jest tu mnóstwo, trzeba więc jednocześnie zachować maksymalną ostrożność i prowadzić odważnie. Przyznam, że ronda sprawiały mi na początku dość duży problem. Znowu z pomocą przyszedł mi fakt, że nie mam i nie miałam lęku przed prowadzeniem. Dzięki temu nie dość, że szybko opanowałam jazdę po mieście, to jeszcze to polubiłam. Dynamiczna jazda mi odpowiada.

Preferuje Pani jazdę samochodem, czy np. w mieście jeździ Pani metrem lub autobusem?

Zdecydowanie jestem typem osoby mocno przywiązanej do samochodu. Poza tym mieszkam nie w samym centrum, a na peryferiach miasta, tak że dojazd komunikacją miejską jest w moim przypadku utrudniony. Robię też za kierowcę dla mojego dziecka, które trzeba wozić w różne miejsca, wożę również wiele rzeczy niezbędnych w moim zawodzie, typu ubrania, buty, różnego rodzaju akcesoria. Metrem czy komunikacją miejską nie byłoby mi tak wygodnie.

Ambasadorka Renault w Cannes
fot. Renault

Po okresie pożyczania auta od rodziców nadszedł zapewne moment na pierwszy własny zakup…

Pod tym względem okazałam się szczęściarą, ponieważ pierwszy samochód kupił mi tato. Jako że sam jest zakochany w marce Renault (śmiech), było to Renault Megane Coupe’. Piękny prezent: żółciutki, sportowy samochodzik. Miałam wtedy bodajże 21 lat.

Pamięta Pani, jaki miał silnik pod maską?

Nie był jakiś bardzo potężny, miał chyba w okolicach 140 KM.

Zwraca Pani uwagę na to, by samochód był bardziej dynamiczny, czyli silnik raczej większy niż mniejszy? Patrzy Pani na zużycie paliwa? Niestety, większy silnik oznacza zwykle większe zużycie…

Niestety to prawda. Niemniej uważam, że lepiej mieć silniejszy (oczywiście w granicach rozsądku, np. ok. 180 KM) samochód niż słabszy, ponieważ taki jest po prostu bezpieczniejszy.. Kiedy jeżdżę autem mojej mamy, które ma słabszy silnik, nie czuję się tak pewnie, bo na przykład wyprzedzając mam wrażenie, że brakuje mi wystarczającej mocy.

Katarzyna Glinka na Verva Street Racing
fot. Renault

Przywiązuje się Pani do samochodów? Ciężko się było rozstać z tą pierwszą Meganką i później z następnymi?

Akurat pierwszy samochód mi skradziono, więc tak czy siak były to dla mnie bardzo duże emocje. Ale bardzo przywiązuję do samochodów i ciężko mi się z nimi rozstaje.

Kolejne samochody to również były Renault?

Długo jeździłam Mini Cooperem. Uważam, że na miasto to idealne rozwiązanie.

To był Mini w jakimś specjalnym wydaniu?

Był czerwony, miał biały dach i białe lusterka, czarno-czerwony w środku, a zatem taki dość „ostry”, ale mnie się bardzo podobał.

Jest Pani osobą, która lubi mieć w samochodzie wszystko poukładane, na swoim miejscu?

Niestety nie. To jest moja duża bolączka, że nie potrafię utrzymywać porządku, jakiego bym sobie życzyła … Ale ponieważ lubię, by mój samochód prezentował się dobrze, to staram się go przynajmniej często myć.  Wychodzę z założenia, że do środka to już nie każdy zagląda (śmiech).

Jeździ Pani również na długich dystansach? Jakaś najdłuższa trasa za kierownicą?

Kiedy jeździmy po Europie, to przekazuję pałeczkę mężowi, chociaż oczywiście zmieniamy się, jeśli jest zmęczony. Jak już jednak mówiłam, lubię jeździć i nieskromnie mówiąc myślę, że dobrze sobie radzę (śmiech). Dowodem na to jest też zachowanie męża: często jeździmy do moich rodziców, którzy mieszkają na Śląsku. Trasa liczy sobie ok. 400 km, a jazdy wypadają o różnych porach, również w nocy. Mąż zaś spokojnie sobie zasypia i budzi się pod domem, co oznacza, że ma jednak do mnie zaufanie i nie boi się ze mną jeździć. Jeździmy też z moim synkiem sami w trasy po Polsce.

Szkoli Pani swoje umiejętności jazdy?

Przyznam, że na kursie doszkalającym nie byłam. Planuję się jednak zapisać, ponieważ uważam, że to bardzo potrzebne. Nawet jeśli człowiekowi się wydaje, że już świetnie jeździ, to w przypadku na przykład ostrego hamowania albo mokrej nawierzchni może nagle stracić kontrolę. Dlatego taki kurs dobrze jest zrobić.

Czy Pani podejście do jazdy zmieniło się po urodzeniu dziecka?

Tak, odkąd się Filip pojawił, zdecydowanie włączyła mi się kontrolka.

Czyli również pod tym kątem wybiera Pani samochody, wiedząc, że to musi być auto bardziej pakowne niż chociażby Mini Cooper?

Oczywiście, Mini Coopera trzeba było w końcu zmienić… niemniej dla mnie nadal pozostaje ważne, jak samochód wygląda i wciąż lubię auta sportowe. Nie porzuciłabym ich dla tzw.  rodzinnych, nawet jeśli są większe czy bardziej pakowne.  Takie auto ma mój mąż, ja natomiast jeżdżę w tej chwili Laguną Coupe’, w której zresztą swobodnie się mieścimy.

To przejdźmy zatem do współpracy z Renault. Jak długo jest już Pani ambasadorką marki?

Na razie ta współpraca liczy sobie rok… nie, półtora roku. Czas szybko leci (śmiech).

I przez ten czas miała Pani okazję jeździć różnymi samochodami Renault, również tymi bardzo niszowymi, jak Twizy czy Megane Coupe’ Cabrio. Gdyby Pani miała określić, które z nich szczególnie przypadły Pani do gustu? Czy też może samochód, którym Pani obecnie się porusza, to jest strzał w dziesiątkę?

Ta Lagunka, którą obecnie jeżdżę, jest jednym z moich ukochanych. Bardzo dobrze się w niej czuję, uważam, że to po pierwsze ładny, po drugie bardzo sprawny, zwarty i elastyczny samochód. Jednocześnie sądzę, że przyszłość należy do samochodów elektrycznych, jak chociażby Twizy, który można, jeżdżąc po mieście, podładować podłączając do zwykłego gniazdka elektrycznego. To jest bardzo ekologiczne i sporo tańsze niż benzyna. Poza tym ten samochodzik jest śliczny i gdybym mieszkała na południu Francji albo w Hiszpanii, na pewno bym sobie taki sprawiła.

Nie spodziewałam się też, że samochody elektryczne mają takie przyspieszenie!  Nawet motocykle nie mają szans spod świateł. To było odkrycie, które mnie zdumiało.

Skoro przyznaje się Pani do takiego sportowego zacięcia, to może startowała Pani kiedyś w zawodach, wyścigach?

Tak, była to dla mnie świetna zabawa, jak również świetna nauka jazdy. Nie sztuką jest po prostu jechać przed siebie, ale prawidłowo zachować się w trudnych warunkach.

Laguna Coupe’
fot. Renault

Miała Pani kiedyś możliwość spróbować jazdy off-roadowej, może kierowania motocyklem, czy latania samolotem?

Miałam okazję spróbować off-roadu w górach. To była jesień, bardzo trudne warunki, mokro, bardzo dużo błota. Było kilka takich momentów, że stwierdziłam, iż jestem na granicy bezpieczeństwa, ponieważ samochód zaczął się staczać, a z prawej strony widziałam spadek i ogromną skarpę. Ale nie zrezygnowałam, słuchałam rad tych bardziej doświadczonych w jeździe off-roadowej kierowców, którzy ze mną jechali, i sobie poradziłam. To jest coś, co bardzo podnosi adrenalinę i również dobra zabawa – oczywiście pod warunkiem, że robi się to pod czyimś okiem, nie do końca na własną rękę i nie na ulicach miasta.

A motocykl, skuter? Miała Pani okazję jeździć takimi pojazdami?

Miałam, ponieważ mój mąż przez długi czas jeździł motocyklem, więc jeździłam razem z nim. Natomiast kiedy na świecie pojawił się Filip, stwierdziliśmy, że czas się z naszym pięknym sprzętem pożegnać. Przyznam, że jeździłam, bo chciałam uczestniczyć w tym, co mężowi sprawiało przyjemność. Nie czułam się jednak najbezpieczniej, nie mając prawa jazdy na motocykl. Nie jest to moja ulubiona forma rozrywki.

Jeździła Pani jeszcze innymi maszynami? Samoloty, helikoptery, łodzie motorowe?

Samoloty ogólnie wywierają na mnie duże wrażenie, ponieważ uwielbiam latać i jestem zafascynowana tym, że można w ogóle wzbić się taką maszyną w powietrze. Miałam przyjemność latać dwuosobową awionetką, było to ogromne przeżycie. Jakiś czas temu pływałam też łodzią motorową, która dysponowała silnikiem o mocy 400 KM. To było niesamowite doznanie: mknąć po falach z taką prędkością, że głowę urywa. Ponieważ lubię prędkość, dostarcza mi to bardzo dużo adrenaliny i pozytywnej energii. Takie rzeczy rzeczywiście mnie bawią.

Jest coś w Pani doświadczeniu, co wspomina Pani jako motoryzacyjną przygodę życia, której nigdy nie zapomni?

To jeszcze chyba przede mną, ale mam obiecane, że będę mogła przejechać się po torze Formuły 1. I to jest coś, na co czekam. Póki co miałam tylko przyjemność siedzieć w bolidzie, obejrzeć go sobie i pogłaskać (śmiech). To moje ogromne marzenie i mam nadzieję, że uda mi się je ziścić.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze