Kobiece modyfikacje motocyklowe – rozmowa z Martą Faron

Jak dokonać zmian w motocyklu, by jeszcze bardziej go upiększyć? "Niech inni się tym zajmą"- odpowie większość. Rozmawiamy z Martą Faron, 19-latką z Trzebini, która postanowiła wziąć sprawy we własne ręce i obdarowała swoje Suzuki SV tchnieniem świeżości. Opowiada nam o swojej fascynacji motocyklami i o tym, jak przebiegały same prace.

Jak to się wszystko zaczęło? SV to Twój pierwszy motocykl?

Nie, SV nie jest pierwszym moim moto. Od dziecka marzyłam o motocyklu. Od 4 klasy podstawówki przez kilka lat prosiłam rodziców chociaż o jakiegoś Rometa, Simsona czy coś tego typu – oczywiście się nie zgadzali.  W gimnazjum zaczęłam szaleć na rowerze. Rodzice, nie do końca świadomi, obiecali mi kupić rower do jazdy ekstremalnej. Kiedy zorientowali się, jak jeżdżę i jaki rower obiecali kupić, to mama zapytała, czy z niego zrezygnuję, jeżeli pozwolą mi kupić skuter.  Powiedziałam, że rower wymienię za jakiekolwiek „moto” z manualną skrzynią biegów oraz z silnikiem 2T. Zimą 2008/2009 zaczęli straszyć w mediach, że zostaną wprowadzone zmiany w przepisach dotyczące kategorii A. Dlatego zaczęłam nudzić o A1 i motocykl z silnikiem 125ccm. Chorowałam wtedy dłuższy czas. Pewnego dnia przyszedł do mnie tata i zapytał , czy wreszcie wyzdrowieję, jeśli mi pozwolą zdawać prawo jazdy A1. Oczywiście bez chwili zastanowienia powiedziałam, że jasne. To była środa, a w sobotę miałam już w domu Yamahę Virago 125. 16 lat kończyłam dopiero pod koniec sierpnia 2009 roku, dlatego Virago czekało w garażu.

A skąd w tym wszystkim mechanika?

Kiedy zdałam egzamin (3 dni po 16-tych urodzinach), to po tygodniu jeżdżenia Virago padło. Kolektory ssące poprzednik uszczelnił sylikonem, zamiast wymienić na nowe i w efekcie – rozszczelniły się. Tak trafiłam z nim do warsztatu motocyklowego… Kiedy odbierałam motocykl, mama zaczęła mówić mechanikowi, że ja chciałabym kupić sobie jakiś złom do odrestaurowania… I jakoś tak wyszło, że zaczęłam pomagać w warsztacie od października 2009.

Tak Suzuki wyglądało na początku
fot. Marta Faron

Co było dalej?

Ubzdurałam sobie, że chcę SV. I było podobnie jak z Virago… Pewnego dnia, ni z tego ni z owego, przyszłam do rodziców mówiąc, że jakieś 30 km od nas jest SV (gaźnikowy, bo takiego pierwotnie chciałam) po szlifie za nieduże pieniądze. Tata powiedział, że jeśli załatwię z mechanikiem, żeby ze mną pojechał go obejrzeć, to może… Porozmawiałam z mechanikiem, wysłałam fotki, etc. Powiedział, że za taką sumę zupełnie mi się to nie opłaca. No ale już w piątek (17.06.2011) inny motocykl, wtryskowy SV, był w domu (śmiech). Długo stał nieużywany, bo sezon chciałam skończyć jeszcze na Virago, który później nie chciał się sprzedać i nie było funduszy na renowację nowego nabytku. Tak więc dopiero w grudniu zaczęłam go rozkładać. Prace się niestety rozwlekły, jak to z przeróbkami bywa (nie wszystko było ode mnie zależne, z niektórymi rzeczami  musiał mi mechanik pomóc, albo coś mi załatwić, więc musiałam czekać). SV zaczął jeździć dopiero 19.05.2012 roku.

Dlaczego zdecydowałaś się na poznawanie maszyn od strony technicznej?

Zdecydowałam, że chcę się nauczyć serwisować moto, żeby samej mieć kontrolę nad stanem maszyny. Później pojawiła się myśl, że chcę odrestaurowywać stare, zapomniane motocykle, które są traktowane jak złom (miałam chwilowo MZ ES 250/1 Jaskółkę i WSK 125, ale sprzedałam, żeby były pieniądze na SV). Chciałam Jawę 250, bo mój śp. Dziadziuś kiedyś taką miał i całe życie powtarzał, że żałuje, że sprzedał (jeszcze jak mnie na świecie nie było), no ale skąd miał wiedzieć, że będzie miał kiedyś wnuczkę, która zapragnie jeździć – kiedyś, jak tylko będę miała pieniądze, to na pewno kupię taki motocykl i odrestauruję. A renowację „rozbitków” traktuję jako przywracanie im życia. One, w odróżnieniu od człowieka, mogą dostać drugą szansę. Wybór, że chcę SV, a nie żaden inny moto, został podjęty przede wszystkim ze względu na silnik V2. Pierwotnie chciałam gaźnikowy, ale trafił się ten wtryskowy, i kiedy już rodzice się zgodzili, to się przez moment nie zastanawiałam – i nie żałuję.

Początek rozkładania
fot. Marta Faron

Opowiedz, jakich zmian dokonałaś w motocyklu.

Pomarańcz to mój ulubiony kolor, a najbardziej podoba mi się w zestawieniu z czernią.  A skoro większość motocykli ma ramy srebrne albo czarne, to mój musiał być zrobiony na opak. Rama i felgi pomarańczowe, a reszta czarna. Ponadto to tak zwany „singiel”  – żeby nie było problemów „przewieź mnie”, bo nie mam zamiaru jeździć z pasażerem. Siedzenie, uchwyt i sety pasażera są w garażu w razie potrzeby (akcje wożenia dzieciaków czy coś tego typu, ale bardziej po to, żeby było do czego bagaż przymocować, jak pojadę w trasę).

Tłumik – krótki, głośny i skory do strzelania przy schodzeniu z obrotów. Oryginalny tłumik (szczególnie przy silniku widlastym), to według mnie krzywdzenie motocykla. A wybór padł akurat na ixila, bo jest czarny i  w dodatku dorwałam go po okazyjnej cenie.

Przód w całości „ściągnięty” z Hayabusy, bo w oryginale SV ma beznadziejne zawieszenie i hamulce, więc trzeba było wady fabryczne naprawić.

Motocykl z S przeewoluował w N, bo nie podobają mi się nakedy z czachami – chciałam N, a że trafił się S, to wzięłam. Kierownice w pierwszym zamyśle chciałam dać normalną, prostą jak z N, ale że sety są z S, to kierownica z Hayki zdecydowanie lepiej pasuje. Cała pozycja sportowa, a nie – nogi inaczej, ręce inaczej. Poza tym, w mojej opinii, pozycja sportowa jest zdecydowanie bardziej wygodna niż ta z nakeda.  Pomimo braku jakiejkolwiek szyby, przy takiej pozycji da się szybko jechać i nie zrywa z moto.

Wyposażyłam też motocykl w amortyzator skrętu.

Jednak trochę  elementów mu jeszcze brakuje…

Szkielet w oczekiwaniu na przeróbki
fot. Marta Faron

Czego dokładnie?

Kontrolki licznika i obrotomierz nie są podpięte, bo sama sobie tego niestety nie umiem zrobić i muszę czekać, aż mechanik znajdzie czas . W dodatku są komplikacje, bo normalnie w motocyklu sygnał do kontrolek idzie z „-„, a do tego akcesoryjnego licznika (koso) sygnał ma iść z „+”, więc wszystko będzie musiało iść na jakichś innych przekaźnikach.

Zimą oddam też dekle silnika do przelakierowania, bo trochę z nich lakier odchodzi – ale na razie już nie chcę, żeby to się rozwlekało – jest sezon i sprzęt ma jeździć. Jeśli znajdą się fundusze, to jeszcze założę przewody hamulcowe w oplocie, może też crash-pady wahacza i zawieszenia przedniego.

Jak inni reagują na Twoją pasję?

W sumie na początku wszyscy są zdziwieni. Część niedowierza, część we mnie wątpi, czasem po prostu się śmieją i szydzą, kiedy słyszą, że sama coś zrobiłam, bo nie wierzą. Zdarza się, że niektórzy panowie udają znawców, bo myślą, że dziewczynie można wcisnąć kit, a tu niespodzianka. Inni są pozytywnie do tego nastawieni, wykazują zainteresowanie. Ci, którzy mnie choć trochę znają, to się temu już zupełnie nie dziwią, wiedzą, że motocykle są moim całym życiem.

Z pewnością takie zainteresowanie wymaga dużego zaangażowania..

Chcieć to móc. Nie ma rzeczy niemożliwych. Najważniejsze, żeby mieć odpowiednie podejście. Grunt, by niczego nie robić na szybko. Wiele godzin spędzonych nad książkami serwisowymi owocuje. Problem się pojawia, gdy okazuje się, że mam za mało siły, żeby coś zrobić – chyba powinnam zacząć chodzić na siłownię. No i niestety mój garaż nie jest wyposażony w specjalistyczne narzędzia, ale mam nadzieję, że z czasem uda mi się go uzupełnić. Pierwsze kroki to przede wszystkim obserwowanie pracy mechanika, przeglądanie wyżej wspomnianych serwisówek czy książek dotyczących napraw i funkcjonowania poszczególnych elementów motocykli (niestety bardzo trudno dostać coś bardziej specjalistycznego – szczególnie na polskim rynku, nawet szukając obcojęzycznych pozycji – przeważnie tylko podstawowe informacje, aczkolwiek na początku na pewno przydatne).

A taki jest efekt końcowy!
fot. Marta Faron

Co było dla Ciebie największym problemem?

Największym problemem był brak funduszy. Musiałam czekać, aż uda się wreszcie sprzedać Virago, zanim ruszą prace, bo na początku musiałam zgromadzić części – niektóre musiały być przymierzone przed całkowitym rozłożeniem moto – jak na przykład zawieszenie, bo ograniczniki skrętu musiały być poprawione, czy stacyjka ustawiona odpowiednio, żeby blokada kierownicy pasowała. No i motocykl na pewno byłby trochę inaczej zrobiony, gdybym mogła sobie mogła pozwolić na droższe części. Poza tym problemem było to, czego nie mogłam sobie sama zrobić. Dorobienie mocowań lampy, licznika, błotnika przedniego. Również naprawa wahacza – poprzednik nie dopilnował łańcucha, który od spodu wytarł ślizg, po czym wyżłobił wahacz – otwór na ośkę wahacza się zowalizował, zgniotło łożysko. I takie tam… Brak odpowiednich narzędzi też był przeszkodą.

Masz 19 lat, otwiera się teraz Twoja brama na przyszłość.. Czy planujesz ją związać z motocyklami?

Tak, chciałabym oczywiście przyszłość zawodowo związać z pasją, jeżeli tylko byłaby taka możliwość. Należę do tych nielicznych osób, które od dawna wiedzą, co chcą w życiu robić, na jakie studia iść. Już pod koniec podstawówki wymyśliłam, że chciałabym pójść na Politechnikę Krakowską, kierunek mechanika i budowa maszyn – niedługo rekrutacja, czas pokaże, jak się to wszystko poukłada..

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

Fajnie że masz taką pasję oby Ci dalej tak szło pozdro

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

efekt końcowy robi wrażenie 🙂

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

dobrze ze tatuś kupil 🙂

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Lepiej by żółty pasował zamiast tej pomarańczy, ale jest ogólnie jest git.

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

jak na kobiete to jest swietny . przejrzyj sobie modele dukati a twój motocykl wyglada dokładnie jak chiska podróbka dukati

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze