Edyta Klim

„kkixy_r6”, czyli Kasia i jej obsesja na punkcie motocykli

Kasia zawalczyła o realizację swoich marzeń, kosztowało ją to sporo wyrzeczeń, ale było warto! Jazda motocyklem to teraz jej wielka pasja, a dzielenie jej z ukochaną osobą - „to prawdziwy skarb!”

Pasja motocyklowa wciągnęła Cię znienacka, czy upodobałaś sobie ją od dziecka?

Będąc dzieckiem, nigdy nie pomyślałabym, że będę jeździć na motocyklu. Nie miałam nikogo w rodzinie, kto by jeździł i nigdy nie próbowałam nawet jazdy skuterem czy motorynką. W pewnym momencie zaczęło mi się to podobać i od razu tak bardzo, że dosłownie wpadłam w obsesję! Godzinami oglądałam zdjęcia motocykli na Tumbrl, słuchałam motocyklowych kawałków i wyobrażałam sobie, że jadę na własnym motocyklu… Wtedy moim wymarzonym modelem była Honda NSR125, a później CBR 600 f4i Sport w czerwono-czarnym malowaniu. Niestety były to tylko marzenia, bo po pierwsze – nie było mnie stać, nawet na kurs prawa jazdy, a po drugie cała rodzina stwierdziła, że oszalałam, mam się stuknąć w głowę i prędzej „mi kaktus wyrośnie”, niż oni pozwolą mi na jakikolwiek motocykl.

Oj, to opór rodziny był konkretny, więc jak udało Ci się ich przekonać?

Od rodziców słyszałam, że do motocykla nie dołożą mi złamanego grosza. Mój tata – policjant, naoglądał się wypadków, to już całkiem był przeciwny (w sumie teraz mu się nie dziwię – też bym tak miała na jego miejscu). Dlatego na początku wcale nie było łatwo, ale ja byłam wtedy zdesperowana! Na 18-te urodziny dostałam 1500 zł, więc wtedy zaczęłam zbierać na kurs i motocykl. Chwytałam się każdej pracy – od sprzątania po pomoc w ogrodnictwie, pracy w zakładzie meblowym i obsługiwaniu gości na weselach. Każdy grosz, dosłownie każdy, odkładałam na spełnienie swoich motocyklowych marzeń. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, ale za pieniądze można kupić motocykl, a dla mnie to było ogromne szczęście! W końcu się udało, kupiłam używaną kurtkę z OLX, najtańsze rękawice, kask i będąc na pierwszym roku studiów, zapisałam się na kurs kategorii A2. Rodzicom się odmieniło jak już kupiłam motocykl – później byli ze mnie bardzo dumni, a tata nawet przywoził mi paliwo w karnistrze, żebym mogła sobie pojeździć (śmiech). 

Jak Ci szło zdobywanie pierwszych doświadczeń na motocyklu?

Kurs na A2 zaczęłam w wieku 19 lat, a samą naukę jazdy wspominam bardzo pozytywnie!  Na pierwszej lekcji już nauczyłam się robić ósemkę i slalom wolny, chociaż „planowo” miałam opanować tylko ruszanie, zatrzymywanie się i powolną jazdę po placu. Pamiętam, jak pierwszy raz rozpędziłam się do… aż 30 km/h i wydawało mi się, że to jest zawrotna prędkość (śmiech). Zaliczyłam oczywiście też kilka upadków na placu – wynikało to z tego, że Honda NC700, na której się uczyłam jeździć, jest dość dużym i ciężkim motocyklem. Jednak się nie zraziłam, a każda jazda sprawiała mi ogromną frajdę. Po zakończonych lekcjach czułam się pełna energii i miałam ochotę na więcej. Pamiętam, jak się cieszyłam, gdy jeżdżąc po mieście, pozdrawiali mnie inni motocykliści „LWG” – czułam wtedy, że już należę już do ich grona.

To egzamin był już formalnością?

Na egzaminie już nie było tak kolorowo, bo nie potrafiłam opanować stresu i nie zdałam za pierwszym razem. Sam egzamin wspominam bardzo dobrze, było sporo emocji.  Zdawaliśmy na placu, w pięcioosobowej grupie i każdy wspierał się nawzajem, bo przecież wszyscy tak samo to przeżywaliśmy. Gdy za drugim razem zdałam, to popłakałam się ze szczęścia i z wrażenia zostawiłam moją kominiarkę na dachu samochodu „L-ki” (śmiech).  Miałam bardzo fajnego egzaminatora, a kiedy 2 lata później zdawałam na kat. A, to znowu na niego trafiłam! Wtedy udało się już za pierwszym razem.

Po zdanym egzaminie była radość nie do opisania! Byłam bardzo dumna z siebie i szczęśliwa, że spełniam swoje marzenie! Jakiś czas później kupiłam swój pierwszy motocykl – niebieską Hondę CB500. Piła więcej oleju niż paliwa, ale i tak ją kochałam, i miałam do niej ogromny sentyment. W końcu na niej zdobywałam swoje pierwsze doświadczenia jako pełnoprawna motocyklistka… pierwsze trasy, pierwsze zloty. Kiedy dwa lata później ją sprzedawałam – również nie obyło się bez łez wzruszenia. 

Jakim obecnie jeździsz motocyklem i dlaczego wybrałaś akurat ten model?

Obecnie jeżdżę Yamahą R6 RJ15. Nigdy, jakoś specjalnie, nie ciągnęło mnie do tego modelu, a decyzję o zakupie podjęłam dość spontanicznie, bo to koleżanka miała ją na sprzedaż. Jednak po pierwszych kilometrach od razu się w niej zakochałam! Podobno R6 się albo kocha, albo nienawidzi. Ja zdecydowanie należę do tego pierwszego grona. 

Jak lubisz najbardziej spędzać czas na motocyklu?

Ja lubię swój motocykl mieć na co dzień, dojeżdżać nim do pracy, bo wtedy zawsze zaczynam dzień z uśmiechem. Raczej nie lubię jeździć bez celu, tak przed siebie – wolę jeździć w ciekawe, nowe miejsca, poznawać nowe trasy, najchętniej z narzeczonym. Jest to dla nas świetny sposób na spędzenie wolnego weekendu i „zresetowania głowy”. Jazda motocyklem to coś innego niż autem, sama droga jest przyjemnością i nie chodzi tu tylko o cel. Uwielbiam zapach lasu, skoszonej trawy, powiew świeżego powietrza – to wszystko można poczuć jadąc na motocyklu, samochodem raczej się tego nie doświadczy. No i mamy jeszcze „pitbajki” MRF 140RC – to dopiero jest frajda!

Zabawa w mini motocykle?

Polecam to każdemu, serio! Najlepsze w nich jest to, że można z przyjemnością jeździć nawet przy gorszej pogodzie, kiedy motocyklem drogowym nie byłoby zbyt przyjemnie. Tak dla odmiany, to na nich właśnie uwielbiam jeździć przed siebie i szukać ciekawych miejsc. Czasem znajdujemy takie miejsca, w które pewnie nigdy byśmy nie trafili, jadąc czymś innym.  Pitbike potrafią tak pochłonąć, że człowiek zapomina o wszystkim – czuję się wtedy jak dziecko, które ma super zabawkę i po prostu cieszy się chwilą! Po takich wypadach zawsze wracamy brudni i zmęczeni, ale szczęśliwi!

Jak poznałaś swojego narzeczonego? Pasja motocyklowa we dwoje to jeszcze większa frajda?

Swojego narzeczonego poznałam przez Instagram (śmiech). Oczywiście zaczęło się od rozmów o wspólnej pasji motocyklowej, ale szybko odkryliśmy, że oprócz motocykli łączy nas mnóstwo innych rzeczy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby mój partner nie lubił motocykli. Taka wspólna pasja jeszcze bardziej łączy i dzięki niej można spędzać czas razem w ciekawy sposób, czy to jeżdżąc po drodze czy na pitbike w teren.

Oprócz tego doceniam jego podejście, pyta: „Chcesz nowy kask? To ubieraj się i jedziemy do sklepu, pooglądać”. A nie: „Ty znowu wydajesz pieniądze na pierdoły! Po co ci to? Weź najlepiej sprzedaj ten motor”… I nikt z nas nie musi wybierać między jazdą a spędzeniem czasu z ukochaną osobą, bo robimy to jednocześnie. Życzę każdemu, motocykliście i motocyklistce, znalezienia drugiej połówki z tą samą pasją – bo to prawdziwy skarb!

Jakie masz teraz marzenia związane z motocyklami?

W przyszłości chciałabym spróbować jazdy po torze, a nawet mieć swój własny motocykl torowy, żeby doskonalić swoje umiejętności. Oprócz tego marzę o motocyklowej wyprawie do Rumunii i przejechaniu Trasy Transfogaraskiej. Póki co, ograniczają nas troszkę finanse, ale wierzę, że w przyszłości uda nam się zrealizować te marzenia!

Instagram: www.instagram.com/kkixy_r6/

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze