Edyta Klim

Jak przewozić psa na motocyklu? Gapa pokaże!

Dwie motocyklistki, Ewa i Kaja, przygarnęły i wychowały malutkiego szczeniaka. Gapa wyrosła na radosnego pieska, który bardzo chętnie wskakuje do specjalnej torby, na motocyklu Ewy, aby razem odkrywać świat!

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z motocyklami?

Ewa Kwasek: Pierwsze kroki, jakie pamiętam – to jazda na motorynce Romet, mojego kumpla z bloku. W piątej klasie podstawówki tata złożył mi motorower i nakazał jeździć po terenie parkingu, przy jego firmie. Miałam ćwiczyć tak długo, aż uzna, że mam już pewność i swobodę jazdy taką, jak na rowerze. Mój motorower był całkowicie inny, niż „romeciki” moich kumpli – miał pedały, duże koła i malowanie w barwach wojskowych pojazdów! Wstydziłam się trochę tego wyglądu, ale byłam najszybsza na osiedlu, więc git!

W końcu nadszedł ten dzień, gdy razem wróciliśmy do domu na kołach. Jeździłam wtedy bez kasku, na początku dookoła osiedla za tatą, ale z czasem towarzyszyli mi już tylko moi koledzy. Wydłużyły się również nasze trasy. Motorower trzymałam w piwnicy, w bloku. Sprowadzałam go tam na hamulcu, po ułożonej na schodach desce, a wyciągałam ciągnąc za lagi. Potem pod blokiem – czyszczenie świecy, zakręcenie pedałami i jazda! Paliwo było na kartki, więc tata „kombinował” je dla córeczki, co za czasy… (śmiech)

Długo te pamiętne czasy trwały?

Jeździłam tym cudakiem, chyba do drugiej klasy liceum, aż w końcu go sprzedałam. Przerwa w „rolowaniu asfaltu” trwała do matury. Po egzaminie przejeździłam jeszcze wakacje i kawałek pierwszego roku studiów na MZ 125, którą się zaopiekowałam, gdy jej właściciel zaczął służbę wojskową. Muszę tu zdradzić moją tajemnicę –  jeździłam  wtedy bez uprawnień, ale już w kasku i w cudnej, zamszowej  ramonesce w gołębim kolorze. Dosiadałam sporadycznie jeszcze różnych maszyn, była Jawa – taka, jaką Milicja jeździła, a także Jawa 350 i MZ 250. Studia, to początek długiego okresu bez motocykla, tak z… 20 lat. 

Na jakim motocyklu wróciłaś do pasji i chyba już z uprawnieniami?

Tak, prawo jazdy kat.A zrobiłam dopiero na 40-te urodziny. Uspokoiło się moje życie zawodowe, zagrzmiało w osobistym, zakończył się okres fascynacji samochodami i pogoni za coraz to innym, nowszym, większym modelem. Od razu padło na choppery, a miłość do tego segmentu wybuchła pod wpływem Suzuki Intrudera 1800. Zakupiłam mniejszego brata 800-tkę i szczęścia nadal nie ma końca! „Dusio” (tak ma na imię) pojechał ze mną nawet pod Paryż (gdzie teraz mieszkam) i dumnie prezentował tam polskie blachy, przez sezon. Obecnie stoi w garażu w Łodzi i jeżdżę nim podczas pobytów w Polsce. Drugi sezon ujeżdżam też Indiana Chieftain Dark Horse, który okazał się być dziewczynką i nosi imię Rubi Bella. Jeśli tylko mam okazję to dosiadam, czy też testuję, inne maszyny – najchętniej retrobike, baggery i choppery. Zaliczyłam kiedyś motoweekend na BMW GS1200 ADV. Było baaardzo skutecznie i komfortowo – chylę czoło przed turystykami. Teraz czeka mnie jazda HD Pan American! Koniecznie muszę zakosztować tego „konia”! (śmiech). Ja zwyczajnie, chyba kocham motocykle.

Koło Twojego, obecnego motocykla raczej nikt nie przechodzi obojętnie? 

Już „Dusio” skupiał na sobie spojrzenia innych. Padały pytania: „Co to za model?”, „Chyba nie za dużo jeżdżony?” itp., bo on jest zadbany, przemalowany i wszelkie oznaczenia są pozdejmowane. Moje motocykle z pewnością przyciągają uwagę swoim blaskiem, na ich pielęgnację potrafię przeznaczyć nawet 3 godziny. „Rubi”, to już inna historia… Nie dość, że jest  olbrzymią „smoczycą” (za ciężkim motocyklem, jak dla kobiety – tak mówią), to jeszcze w kolorze rubinowym. Też się świeci, choć chromów nie posiada. Fakt, sporo osób mnie zaczepia, pytając o model, masę, pojemność itp..

Jak trafiła do Ciebie Gapa i kiedy wpadłaś na pomysł, by ją zabierać ze sobą na motocykl?

Gapa trafiła do nas dwa dni po śmierci mojego ukochanego Yorka „Misia”. On był jak człowiek i towarzyszył mi wszędzie: jeździł rowerem, autem, dawał radę pociągiem i samolotem. Miał epizody motocyklem, ale tylko pod kurtką, na krótkie przejazdy z domu do domu lub garażu. Umarł w lutym, miał 12 lat i udar. Nie chciałam już pieska… Tak się jednak złożyło, że Gapę uratowała (wykupiła od złodzieja lub handlarza – w sumie nie wiemy) moja partnerka Kaja. Mała miała tylko 10-12  dni, była odstawiona od mamy, rzekomo zmarłej. Kaja nie mogła inaczej i przywiozła Gapę do domu. Miała wtedy jeszcze sklejone oczka, nie umiała ssać, no i była wychłodzona.

Dostałyśmy szczegółową instrukcję, jak ją uratować od Lucyny Kaczmarek z Caro Amico (hodowcy Yorków) z Warszawy. Najpierw karmiłam ją strzykawką, potem nauczyła się ssać palca, więc potem było już łatwiej butelką ze smoczkiem. Co dwie godziny karmienie i coraz większa radość, że zjada, że przeżyje! Teraz Gapa ma już 6 miesięcy i jak wiesz, eksploruje świat ze mną. Od początku jeździła autem, bo wymagała częstych wizyt u weterynarza. Zaakceptowała taką jazdę, czym rozbudziła nadzieję, że uda się pogodzić posiadanie psa z częstymi wyjazdami z domu. No i zamarzyłyśmy, żeby motocyklowe weekendy spędzać też z nią.

Jak przyzwyczajałyście pieska do jazdy motocyklem?

Kwestią decydującą była postawa psa. Kiedy wiosna się rozbudziła, to zaczęłam Gapę wynosić do ogrodu, potem do garażu. Podchodziłyśmy do motocykla coraz bliżej i bliżej, potem gdy miał odpalony silnik – powolutku. Gapa nie bała się, w końcu siadała ze mną na kanapie odpalonego bobbera (z otwartymi wydechami) i była spokojna! Postanowiłyśmy, że znajdziemy dla niej torbę transportową. Zaczęłam przekopywać Internet, oglądałam testy toreb dla psów, które głównie były mocowane na baku. W moim przypadku takie rozwiązanie nie wchodziło w grę, musiała to być torba na kanapę, zadupek. W końcu znalazłam Amerykankę, która podróżuje po USA razem ze swoją suczką i zakupiłam sprawdzoną przez nią transportową torbę Pet Palace z firmy Kuryakyn. To był strzał w dziesiątkę!

Sprawdziła się ta torba w praktyce?

Jest mega! Jak na pałac przystało (śmiech). Ma dużo przestrzeni, paneli przewietrzających i spory komplet akcesoriów: miski, przeciwdeszczówkę, podusie, torbę na drobiazgi, uchwyt na wodę. Mocowana jest na kanapie i dodatkowo zaczepiana o sety pasażera. Trzyma się super stabilnie, a w rozmiarze L można wozić pupila, ważącego do 10 kilogramów! 

Taka wycieczka motocyklowa z psem jest bardziej wymagająca? Częściej robisz przerwy? Wolniej jeździsz?

Przebieg motowycieczki z Gapsonem jest oczywiście zdeterminowany dbałością o jej komfort. Karmienie dużo wcześniej, przed drogą, potem spacer i jedziemy. Faktycznie podróż nieco się wydłużyła, bo latem przerwy są obowiązkowe co godzinkę – na odpoczynek, pojenie i schłodzenie maty chłodzącej, na której mała siedzi. Jadąc z Gapą nie muszę zmniejszać prędkości, bo nie kręcą mnie wyścigi na jedną milę (śmiech). Koncentruję się na płynnej jeździe, a odkręcam mocniej manetkę przy dłuższej trasie, na autostradzie. Latamy tak sobie z wielką przyjemnością!

To nasz pierwszy sezon motocyklowy, który dokumentuję i który rodzi spore zainteresowanie i super reakcje (Gapa ma swoje hasztagi: #gapa+serduszko #gapanawakacjach #gapanamotocyklu). Okazało się, że wielu motocyklistów chciałoby zabierać na wyjazdy swoje zwierzaki i sporo osób pyta mnie o te doświadczenia.

Jaki charakter ma „Gapa” i co lubi robić najbardziej?

Gapa jest w typie terriera, więc w jej naturze jest wielka ciekawość świata. Mała bardzo wcześnie zaczęła go odkrywać. Jej kojec bardzo szybko okazał się zbyt nudny i jak tylko była możliwość, to poznawała całą przestrzeń domu. Zaufanie, jakim mnie obdarzyła, również ma wpływ na jej zachowanie, bo gdy mnie nie ma w pobliżu, Gapcia jest bardziej wyczekująca, spokojniejsza. A gdy jestem gdzieś obok – zmienia się w diabła (śmiech). Na motocyklu jest już chyba też nudno, bo za każdym razem, gdy otwieram torbę – to Gapa ziewa i przeciąga się leniwie. Chyba śpi w drodze, za to jak ktoś jest bliżej nas na ulicy, idzie chodnikiem albo siedzi w swoim samochodzie (na sąsiednim pasie), to już jest wesoło, bo można obszczekać delikwenta (śmiech).

Instagram: www.instagram.com/ewaewa.ek/

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze