Edyta Klim

Doris, Czacza i motocykl – co to jest za team!

Pies Czacza ma szczęśliwe życie u boku swej właścicielki i towarzyszy jej wszędzie, nawet na motocyklu. Są ze sobą na dobre i na złe, więc gdy Czacza ciężko zachorowała, to Doris zrobiła wszystko, by ją ratować.

Twój pies Czacza jeździ z Tobą motocyklem? Ile to wysiłku i treningów kosztowało?

Rok 2018 był dla mnie przełomowy – najpierw w kwietniu podjęłam decyzję o wzięciu Czaczy, a w maju postanowiłam kupić swój pierwszy motocykl. Był to Romet 125, kupiony z myślą o nauce jazdy (nie miałam ukończonych 24 lat, żeby móc zrobić prawo jazdy kat. A i kupić większą maszynę). Dosłownie po 15 dniach, znalazłam w internecie kufer dla psa na motocykl. Bez większego zastanowienia kupiłam go, nie wiedząc, czy Czacza w ogóle będzie chętna na przejażdżki motocyklem. Wraz z kufrem zamówiłam gogle dla psa (nawet nie wiedziałam, że cos takiego istnieje). Niestety Czacza nienawidzi mieć niczego na sobie, poza obrożą i żeby przekonać ją do okularów, musiałam użyć wielu smakołyków (śmiech).

Przymiarki odbywały się w domu, a gdy przyszedł kufer to zamocowałam go stabilnie na 4 pasy. Sam montaż zajął mi ponad 30 minut, potem poszłam po kask, psiaka i postanowiłam zrobić małą przejażdżkę. Trening? W sumie, chyba go nie było… Wsadziłam Czaczę do kufra, odpaliłam motocykl, a ze strony psiaka nie było żadnej negatywnej reakcji, po prostu tak, jakby nic się nadzwyczajnego nie wydarzyło. To postanowiłam ruszyć i przejechałam jakieś 20 metrów, obserwując Czaczę w lusterku. Ona wyglądała na zadowoloną, naprawdę było to coś wspaniałego! Pierwszego dnia pokonałyśmy około 3-5 km, nie pamiętam dokładnie. Czacza nie próbowała uciekać, wyrywać się, tylko grzecznie siedziała i podziwiała – mniej więcej tak to wyglądało. 

Wygląda na to, że w pełni Ci zaufała. Były potem jakieś dłuższe trasy?

Kolejnymi wspólnymi wyprawami były wyjazdy nad jezioro, oddalone około 30 km od domu. Ja brałam Czacze, a znajomi do auta nasze rzeczy i spotykaliśmy się na miejscu. Wtedy jeździłyśmy z średnią prędkością 90-100 km/h, a w lusterku Czacza wyglądała jak pies, który urodził się na motocyklu! (śmiech) Po kilku takich podróżach postanowiłam zabrać ją na dalszą wyprawę. Pojechałyśmy z Gdańska do Świecia (woj. kujawsko-pomorskie), oczywiście z pominięciem dróg szybkiego ruchu. Po drodze zrobiłyśmy jeden dłuższy przystanek i kilka krótkich na poprawienie okularów, które ściągała, gdy tylko była taka okazja. Chyba z czasem zrozumiała (takie mam wrażenie), że to dla jej zdrowia, chociaż wiem, że nadal ich nie lubi.

Potem, już na Kawaski ER5, zabrałam Czacze na wyjazd do Torunia, z grupą motocyklistów z Trójmiasta. Nie spodziewałam się tak pozytywnego odbioru od całej grupy – byli zaskoczeni, zaciekawieni i zachwyceni. Powiedziałam sobie, że jeśli Czacza będzie się męczyć, to zawrócimy do domu, nic na siłę. Jednak tak się nie stało, mimo ponad trzech godzin w kufrze. Były 3 dłuższe przystanki, psina była „uśmiechnięta” i spokojna, widać było, że chyba też to polubiła. W okresie wakacyjnym był organizowany wyjazd do domu dziecka w Ustce, to pomyślałam, że oprócz prezentów, obecność Czaczy dałaby dzieciom dużo zabawy i odskoczni. Tak też się stało – dzieciaki były zachwycone, choć nie wszystkim motocyklistom wożenie psa się spodobało. Oczywiście każdy ma prawo do własnego zdania, na szczęście miłych reakcji jest znacznie więcej. Następny był wyjazd do Łeby, a że podczas przejazdu była też sesja zdjęciowa, to mamy świetną pamiątkę.

Podczas kolejnego sezonu zmieniłam motocykl na Honde CBF 600 i nie miałam absolutnie pomysłu, jak tam przypiąć kufer. Przez chorobę Czaczy i zanim kupiłam boczne stelaże na kufry, które umożliwiły mi solidne zamocowanie transportera – minął rok. Byłam pełna obaw, czy po takim czasie będzie pamiętała jazdę motocyklem, czy będzie jej się to podobało, czy przez chorobę się nie zmieniła. Wybrałyśmy się do Świecia, jak 2 lata wcześniej i było idealnie! Kufer  zamontowany, ja przygotowana, miska i woda dla Czaczy zabrana, wiec w drogę! Ten przejazd był zdecydowanie szybszy, a ludzie z aut próbowali nas nagrywać. Jak widziałam dzieci w samochodzie, to wyprzedzałam wolniej, żeby mogły zobaczyć psa na motocyklu. Miny i reakcje tych pociech były wspaniałe!

Wspomniałaś o chorobie i widziałam zbiórkę na leczenie Twojego psa – co się stało?

Czacza zachorowała w styczniu 2021, zaczęło się klasycznie od wymiotów oraz biegunki. Otrzymała leki, które miały pomóc jej zwalczyć wirusa, jednak po 2 dniach jej stan się pogorszył. Wtedy pojechałam z nią do przychodni weterynaryjnej, gdzie doraźnie otrzymała leki oraz kroplówkę nawadniającą. Poprawa nie trwała długo, wkrótce Czacza nie chodziła, nie jadła, nie piła, nie załatwiała potrzeb fizjologicznych, nie spała… Zaczęła się walka o jej życie, szukanie przyczyny, a jej pobyty w klinice przerodziły się w pobyty całodniowe.

Koszty Cię przerosły, że zdecydowałaś się prosić o pomoc?

Przed założeniem zrzutki miałam wiele wątpliwości, nie byłam pewna, czy jest to dobre posunięcie. Koszty rosły diametralnie z dnia na dzień, a gdy pewnego dnia usłyszałam kwotę do zapłaty za jedną dobę Czaczy w szpitalu (ok. 1400 zł) – to się załamałam…Poprawy w jej zdrowiu nie było, a wręcz pogorszenie oraz zagrożenie życia. Postanowiłam porozmawiać z lekarzem i to pani weterynarz podsunęła mi pomysł ze zrzutką. Długo o tym myślałam i w końcu postanowiłam zaryzykować i ją założyć. Opisałam tam cały przebieg choroby, jej objawy oraz brak dokładnej diagnozy.

Jaki był odzew na Twój apel?

Zbiórka bardzo pomogła mi w kontynuacji leczenia Czaczy. Kompletnie nie spodziewałam się tak licznych słów wsparcia, wpłat oraz zapytań o jej stan zdrowia. Dzięki zrzutce udało mi się zebrać ponad połowę zaplanowanej kwoty. Finalna kwota leczenia wraz z lekami (Cyklosporyna to bardzo drogi i trudno dostępny lek) za okres trzech miesięcy dobiła do 7 tysięcy złotych. Nawet lekarze podziwiali moją determinację i walkę, mówili, że ludzie często decydują się na uśpienie psa przy kosztach leczenia rzędu 1000-2000 złotych. A dla mnie życie mojego psa znaczy bardzo wiele! Codziennie ok. 5 rano zawoziłam Czaczę do kliniki i odbierałam wieczorami po pracy. Gdy była w weterynaryjnym szpitalu to przyjeżdżałam do niej, próbowałam ją karmić, przytulałam. Darzyłam ją największą miłością, bo następnego dnia mogłam już jej nie zobaczyć… W pewnym momencie rokowania były bardzo negatywne, a każdy telefon od kliniki budził mój niepokój.

Ale w końcu się udało?

Leczenie Czaczy zakończyło się pod koniec kwietnia. Niestety jednym z efektów ubocznych leczenia była martwica skórna, która pojawiła się na początku lutego. Zaczęły odpadać jej kawałki sierści, następnie skóry, zrobiło się zapalenie oraz ropne rany. Na moje oko na około 30% ciała. Czacza nie odzyskała swojej sierści, zostały blizny po ranach oraz goła skóra w kolorze szarym/czarnym. 

Ponoć to jest tak, że to zwierzęta wybierają sobie opiekunów – tak było też z Wami? 

W 2018 roku, dosłownie dwa dni po świętach wielkanocnych, usiadłam z przyjaciółką przy herbacie i zaczęłam jej opowiadać, że zawsze chciałam mieć psiaka i to chyba jest ten moment w życiu. Bardzo spontanicznie podjęłam decyzję o szukaniu psa w ogłoszeniach na portalu olx. Wcześniej kontaktowałam się z fundacjami, schroniskami, ale tam cały proces adopcji był wydłużony i w sumie nie spełniałam tych wszystkich warunków, aby móc adoptować psiaka. Po kilkunastu minutach znalazłam Czaczę, która od razu wpadła mi w oko. Na zdjęciu prezentowała się przeuroczo, siedziała na łóżku z różową kołdrą, miała uśmiechniętą buzię, pyszczek przechylony oraz jedno oklapnięte uszko. Właścicielka psa chciała go oddać, ze względu na swoją sytuację rodzinną i udało nam się spotkać jeszcze tego samego dnia. 

Spotkałyśmy się w Pruszczu Gdańskim i przeszłyśmy wspólnie na spacer z Czaczą. Właścicielka opowiadała mi o tym, że piesek jest żywiołowy, kocha ludzi, a szczególnie dzieci, ale ma problemy z innymi pieskami. Ja byłam zdecydowana wziąć Czaczę, choć w sumie nie spodziewałam się, że właścicielka się na to zgodzi od razu. Było widać, że rozstanie przychodzi jej z bólem, szczególnie, że sama tego psa wcześniej odratowała, zabierając ugodowo do swojego domu, od poprzednich właścicieli. Czacza nie miała w życiu łatwo, trafiła do schroniska jako ok. 3-miesięczny szczeniak. Została adoptowana w grudniu przez pewną rodzinę, która niestety przypięła ją do budy, mimo że zima była sroga.

Od pierwszych dni zaczęłyśmy się z Czaczą zaprzyjaźniać, uczyć siebie i poznawać. Niestety szykował mi się wyjazd szkoleniowy do Warszawy na miesiąc, ale zrobiłam wszystko, aby mój nowy życiowy przyjaciel mógł ze mną pojechać – w życiu trzeba być odpowiedzialnym!

Być może ona mnie nie wybrała, ale dobrałyśmy się idealnie! Kiedy ja śpię, ona śpi, kiedy oglądamy telewizję, to jest przy mnie na kanapie, kiedy jedziemy autem – grzecznie siedzi obok, a na motocyklu zachowuje się wzorowo. Tutaj bardziej bym przytoczyła stwierdzenie, że pies upodabnia się do właściciela, bo w tym przypadku tak właśnie jest! 

Skąd się wzięły motocykle w Twoim życiu? Od początku wiedziałaś, że to pasja dla Ciebie?

Myślę, że duży wpływ na to miał mój tato, który od małego zabierał mnie wszędzie ze sobą. Dawał mi prowadzić auto – sama kierownice trzymałam jak miałam 3 latka (wiem szaleństwo, ale tak było, pamiętam to!). Lubiłam wszelkie pojazdy, pamiętam jak przewoził mnie na Komarku po wsi w 1998 roku – to są takie rzeczy, które się pamięta na zawsze! Niestety tato zmarł, gdy miałam 5 lat i te wszystkie wspomnienia musiały mi wystarczyć… Gdy zaczęłam dorastać, to odkrywałam w sobie jego cechy. Mama mówiła, ze jestem jak on – kocham zwierzęta, samochody, motocykle, umiem naprawić to i tamto, oraz wiele innych cech.

Pewnego razu odnalazłam zdjęcie z tatą na Komarku, a potem tego samego Komarka u wujka w stodole. Wyciągnął go dla mnie, napompował opony, wlał benzynę, odpalił i powiedział, żebym sobie pojeździła. Bez zastanowienia wsiadłam i jeździłam tak długo, jak się dało! Myślę, że wtedy podjęłam decyzję, że jak tylko będą środki – to kupuję motocykl i realizuję marzenia. Miałam wtedy 20 lat i to wydarzenie bardzo wzmocniło moje przekonanie, że to właśnie będzie jedna z moich pasji. 

Honda CBF 600 spełnia Twoje oczekiwania? To Twój wymarzony motocykl?

Myślę, że nie jest to jeszcze ten wymarzony motocykl, jednak posiada cechy, które bardzo mi się podobają i na ten moment to ten ideał. Od zawsze podobały mi się nakedy, jak je widziałam na ulicy, a nawet je wybierałam w GTA, podczas gry na komputerze. Choć przyznam, że coraz częściej skłaniam się ku Hondzie CBR 600 f4 – zupełne przeciwieństwo, jeśli chodzi o wygląd, ale coś mnie do tej maszyny ciągnie. Ciężko jest mi dobrać motocykl pod siebie, z racji wzrostu 155 cm. Mam nadzieję, że znajdę kiedyś motocykl idealny dla niskich osób, a także z wyglądem i charakterem, jaki będzie mi odpowiadał.

Jak lubisz spędzać czas na motocyklu?

Szybko i wolno, zależy z kim, gdzie i w jakim celu. Ale najbardziej uwielbiam te dalsze podróże, które mogę połączyć ze zwiedzaniem, zobaczeniem pięknych miejsc i widoków. W podróżach nie ważny jest tylko cel, ale i obecność znajomych. Preferuję podróże w gronie przyjaciół i znajomych, które dają o wiele więcej przyjemności z jazdy. Choć te samotne potrafią być dla mnie odskocznią w momencie, gdy intensywnie o czymś myślę, mam za dużo na głowie i gdy musze podjąć jakieś ważne życiowe decyzje.

Często podróżuję z moją bratnią duszą w roli pasażera, mimo mojego niskiego wzrostu 155 cm. Marzy mi się wyjazd na motocyklu dalszy niż 600 km, chciałabym pojeździć po innych krajach, poznać inne kultury, drogi, krajobrazy. Zwiedzać i móc korzystać z przyjemności, jaką daje motocykl i oczywiście zabierać Czaczę ze sobą, na te mniej wymagające trasy.  

Masz jeszcze inne pasje? Wybierasz takie, w których może uczestniczyć też Twój pies?

Uwielbiam góry, podróże po Polsce, spacery po lesie, grzybobranie, kajaki, odpoczynek w dzikich miejscach – zdecydowanie łono natury jest dla mnie! Jeśli chodzi o psa, to staram się zabierać ją wszędzie, dosłownie! Podczas wakacji byłyśmy w Karkonoszach, Czacza dzielnie chodziła po szlakach, robiąc swoimi małymi łapkami więcej kilometrów niż ja. Zdobyła Szrenicę, Śnieżkę, Zamek Bolczów, wiele małych szczytów w okolicach pasma górskiego, Słonecznik czy Kotły Wielkiego Stawu. Ten wyjazd był bardzo nietypowy, bo podjęłam decyzję, że część noclegów spędzimy w agroturystyce, a część w… samochodzie.

Ale jak to w samochodzie?

Było nam wygodnie, bo kupiłam Transportera T4 i przed wyjazdem przygotowywałam go do możliwości spania oraz podróżowania z niezbędnymi rzeczami. Myślałam, że może być to ciężkie dla Czaczy – zasnąć w aucie bez czuwania, ale się myliłam, po cięższych trasach spała jak zabita! Miała swoje miejsce w nogach i mimo takich warunków, myślę, że dobrze się czuła. Często zabieram ją ze sobą do pracy, gdy jeżdżę busem po województwie warmińsko-mazurskim, a ona to uwielbia i razem sobie też zwiedzamy okolice.

Czacza ma z Tobą życie pełne przygód!

No ba! Posmakowała również rekreacji na rowerku wodnym, choć obawiałam się trochę, bo Czacza nie lubi wody. Jednak na rowerku siedziała jak królowa i podobało jej się to bardzo. W tym roku pojechałyśmy też na kajaki, a sunia musi oczywiście wszystko widzieć – w aucie przy oknie, w domu przy oknie, na motocyklu się rozgląda, to i na kajaku chciała być z przodu! Siedziała na dziobie i płynęliśmy. Kilka razy wpadła do wody, ale nie zniechęciło jej to, wyciągałam ją z wody, a ona zamiast siedzieć mi na kolanach – wracała na przód kajaka. Zimą postanowiłam powspominać dzieciństwo, pojechałam po sanki i zabrałam Czaczę ze sobą. Usiadłam, zawołałam ją i wzięłam przed siebie. Z początku myślałam, że ucieknie przy ruszaniu, ale nie, siedziała twardo do końca zjazdu!

Czacza jest psem, który boi się wysokości, ale mimo to, w mojej obecności czuje się chyba bezpiecznie, bo zwiedzała Zamek w Łapalicach, wchodziła na fortyfikacje na Helu i wjeżdżała kolejką górską! Wspaniałe doświadczenia! Chyba, nie ma rzeczy, której bym nie mogła z nią zrobić, nawet jak pływałam w jeziorze, to ona starała się podpłynąć, mimo dyskomfortu – liczą się chęci! Kocham ją też za to, że mogę zaprosić znajomych z dziećmi, a Czacza będzie się grzecznie bawić. Dzieci mogą ją szczypać, ciągnąć za uszy czy ogon, a ona przyjmuje to z stoickim spokojem. Bardzo mocno się nimi opiekuje, widać to, kiedy dziecko płacze, bo wtedy od razu próbuje je pocieszyć – to jest urocze. Planując swoje przyszłe życie zawsze pamiętam o Czaczy i staram się ją zabierać wszędzie ze sobą lub znaleźć dobrą opiekę. Mam nadzieje, że zrobimy razem jeszcze wiele szalonych rzeczy i czekają nas liczne przygody!

Mam wrażenie, że o Czaczy mogłabyś mówić godzinami? Mówią, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka, ale to właśnie Ty zdałaś ten życiowy egzamin na najlepszą przyjaciółkę psa…

Zdecydowanie pies jest świetnym przyjacielem! Czacza była ze mną w smutnych chwilach i doskonale wie, kiedy potrzebuje od niej wsparcia, zwykłego przytulenia, czy jej obecności, podczas płaczu w poduszkę. Ale i w tych radosnych chwilach zawsze była obok. Czasem z nią rozmawiam – myślę, że właściciele czworonogów tak już mają, że mówią do swoich zwierząt. W pamięć zapadają różne zabawne zachowania, wspaniałe chwile, więc ciężko o nich nie wspomnieć, a że było ich wiele, to i jest o czym opowiadać. Mam nadzieję, że nigdy nie będzie inaczej i że zawsze – w różnych sytuacjach, przed jakimi życie nas postawi – ten egzamin będzie zdany.

Instagram: https://www.instagram.com/dorichna/

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze