Wszystkie samochody są wrogami ludzkości. Również te elektryczne – oblewajmy je sztuczną krwią?

Taki wydźwięk miał niedawny protest aktywistów organizacji Extinction Rebellion, którzy wtargnęli na targi samochodowe w Brukseli, aby wygłaszać swoje hasła i brudzić prezentowane auta sztuczną krwią.

Samochody odpowiadają za wszelkie zło tego świata, a przynajmniej za zmiany klimatyczne oraz wszechobecny smog. To właśnie przez nie smog jest problemem wielu polskich miast w czasie okresu grzewczego. Swój protest przeciwko całemu przemysłowi motoryzacyjnemu postanowili wyrazić aktywiści, którzy wtargnęli na salon samochodowy odbywający się w Brukseli. Nie pomógł fakt, że teraz właściwie nie prezentuje się innych aut, niż hybrydowe i elektryczne.

Wachlarz ich działań był spory – od rozdawania ulotek i wykrzykiwania antysamochodowych haseł, poprzez przykuwanie się do samochodów, brudzenie ich sztuczną krwią, aż po malowanie samych siebie czerwoną farbą i odgrywanie scenek „wymierania”. Przez samochody zapewne. Nazwa tej organizacji to w luźnym tłumaczeniu „Bunt Wymierania”, więc takie inscenizacje nie powinny dziwić.

Jedna z przedstawicielek tego ruchu udzieliła krótkiego wywiadu dla Euro News, w którym powiedziała:

Celem tej akcji jest umożliwienie obywatelom powiedzenia samym sobie: „nie chcemy być pod presją przemysłu motoryzacyjnego”. Tym czym musimy go zastąpić, jest inny model mobilności, oferujący pełne spektrum alternatyw, który jest społecznie i ekologicznie sprawiedliwy.

Rozumiemy więc, że w opinii tej pani, jak również całej organizacji, przemysł motoryzacyjny zmusza ludzi do kupowania samochodów i jeżdżenia nimi, chociaż oni sami tego nie chcą. Zamiast tego powinniśmy mieć inny model mobilności. Niestety nie sprecyzowała jaki. Hulajnogi, rowery, tramwaje, metro, pociągi? Wszystko to już mamy, często stanowi to świetną alternatywę dla samochodu i wiele osób z nich korzysta. Ale miał to być jakiś inny „model mobilności”, czyli prawdopodobnie coś zupełnie nowego. „Społecznie i ekologicznie sprawiedliwy” – sprawiedliwość społeczna, choć różnie definiowana w politologii, nieodłącznie kojarzy się nam z ustrojem słusznie minionym.

Na stronie organizacji możemy też przeczytać, że producenci samochodów wielokrotnie nas okłamywali, a chodzi im wyłącznie o to, żeby sprzedać swoje auta. Niby promują pojazdy „zeroemisyjne”, ale jednocześnie sprzedają coraz więcej SUV-ów (chyba dlatego, że ludzie lubią SUV-y, ale może się mylimy). Przemysł motoryzacyjny jest też oskarżany o udawanie, że chce być częścią rozwiązania problemu zanieczyszczenia, zamiast pomóc w „fundamentalnej i demokratycznej zmianie w postrzeganiu i praktykowaniu mobilności” (czy tylko nam terminologia polityczna nie pasuje do dyskusji o ochronie środowiska?). Dalej czytamy, że:

Nowe, duże, mocne samochody użytkowane indywidualnie, czy to benzynowe, elektryczne, czy też korzystające z innego rodzaju energii, nie mogą być symbolem wolności i statusu. Tak naprawdę są tylko kulą u nogi, która nas spowalnia.

Innymi słowy wystarczy, że przestaniemy korzystać z samochodów i wtedy rozwój społeczeństwa wkroczy na zupełnie nowe tory? Nikt nie zaprzecza, że wszelkie pojazdy, w ten czy inny sposób, wpływają negatywnie na środowisko. Nie da się jednak nagle ot tak zrezygnować z takiej formy osobistego transportu, a odejście od niej z dnia na dzień miałoby ogromne konsekwencje społeczne i ekonomiczne (pomyślcie co by się stało, gdyby nagle upadły wszystkie koncerny motoryzacyjne, wszystkie fabryki, ich poddostawcy, dystrybutorzy oraz przemysł naftowy). Dlatego konieczna jest stopniowa transformacja, która ostatnio przebiega zaskakująco szybko. W ciągu najbliższych lat w salonie każdego producenta znajdziemy po kilka modeli elektrycznych, koncerny już podają konkretne (bliskie) daty, kiedy ich fabryki staną się neutralne pod względem emisji CO2, pojawiają się kolejne pomysły na recykling lub dalsze wykorzystanie zużytych baterii, aż wreszcie projekty nowych akumulatorów, również tych niewykorzystujących minerałów ziem rzadkich.

Dlatego też mamy dziwne wrażenie, że tego typu aktywiści nie mają pojęcia o czym mówią. „Koniec samochodów, żadnych alternatywnych źródeł zasilania”. To czym mamy jeździć? „Sprawiedliwością społeczną”. Kiedyś były takie czasy, w których nikt nie miał samochodu, ale dlatego że nikogo nie było na samochód stać. A jak wszyscy mają po równo (albo raczej po równo nie mają), to faktycznie jest to rodzaj „sprawiedliwości społecznej”. Zabawne jest też to, że takie hasła pojawiają się w krajach Europy Zachodniej, gdzie od lat mieszkańcy miast coraz częściej korzystają z komunikacji zbiorowej, albo jeżdżą na rowerach, a ostatnio na elektrycznych hulajnogach. Według różnych badań pokolenie millenialsów i późniejsze, znacznie rzadziej decydują się na kupno samochodu, ponieważ wygodniej jest im poruszać się po mieście komunikacją lub rowerem. Ewentualnie korzystają z carsharingu, co też jest formą ograniczania liczby samochodów w miastach. Od dawna można odnieść wrażenie, że własne auto w wielu kręgach nie jest już wyznacznikiem statusu społecznego – to raczej domena gospodarek i krajów rozwijających się.

Ale w sumie co my tam wiemy. Każdy samochód to zło, koncerny motoryzacyjne zmuszają ludzi do kupowania paliwożernych SUV-ów, a oni zamiast jeździć autem woleliby sprawiedliwość społeczną. Tylko trzeba im to uświadomić. Póki co skończyło się na aresztowaniu około 150 protestujących, których belgijska policja przesłuchała, a następnie zwolniła.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze