Najpiękniejsze trofeum to „Tytuł Mamy” – rozmawiamy z Ewą Wójtowicz, zawodniczką wyścigów górskich

Ewa to jedyna kobieta, która regularnie i z powodzeniem startuje w Górskich Samochodowych Mistrzostwach Polski. Nie jest to sport popularny wsród kobiet, jednak puchary Ewy są dowodem na to, że "dla chcącego, nic trudnego"!

Jak zaczęła się przygoda Ewy z wyścigami pytałyśmy tutaj.

Masz już za sobą spore doświadczenie w Górskich Samochodowych Mistrzostwach Polski i kilka tytułów na koncie.

Swoje starty w GSPM rozpoczęłam 2009 roku – wyścigiem w Korczynie. Bardzo szybko okazało się, że jedna trasa to za mało, by w wyścigach czuć się pewnie i konieczne stało się „przejechanie” całego sezonu. Ten rok startów był jedną, wielką nauką tras i możliwości samochodu (wtedy jeszcze startowałam Citroenem Saxo). Tak naprawdę, prawdziwe wyścigi zaczęły się dla mnie w 2010 roku, wraz z decyzją o zmianie samochodu na Citroena C2R2 Max. Nowe auto plus doświadczenia wcześniejszych startów – pozwoliły mi na podjęcie wyzwania i walkę o punkty. Sezon 2010 zakończyłam rewelacyjnie, bo z moim pierwszym tytułem Vice Mistrza Polski. Następny sezon (2011) to nieustanna próba poprawy czasów i „łapania” większej ilości punktów, i co najważniejsze – kolejny tytuł Vice Mistrza Polski.

Ewa Wójtowicz
fot. Arkadiusz Bar

W roku 2012 otrzymałam największe i najpiękniejsze trofeum w moim życiu – „Tytuł Mamy”. Bo tym roku na świat przyszedł mój syn – co spowodowało obligatoryjną przerwę w startach w GSMP. Przerwa miała trwać cały sezon, jednak najpierw wybraliśmy się (jako kibice) na eliminacje w Limanowej. Synkowi się spodobało, więc błyskawicznie zapadła decyzja o próbie powrotu do mojej C2. W wyścigu na Banovcach po raz pierwszy kibicowała mi moja pociecha! Po tym weekendzie jasne było, że sezon 2013 spróbuję pojechać w całości. To była kluczowa decyzja, gdyż na koniec sezonu wróciłam do domu z tytułem Mistrza Polski. Czyżby kobieta po porodzie stawała się pewniejszą siebie?!? (śmiech) A, starty sezon GSMP 2014 trwa nadal.

Czy przez te lata tendencja kobiet do ścigania się poprawiła?

Od 2009 żadna kobieta, poza mną oczywiście, nie przejechała pełnego sezonu. Największą kobiecą frekwencje odnotowałam w 2013 roku na eliminacji w Banovcach, gdzie było nas cztery. Być może dalej panuje stereotyp, że to męski sport i ciężko go przełamać w naszym kraju.

Ewa Wójtowicz na odcinku wyścigu Załuż.
fot. Arkadiusz Bar

Nie masz rywali w klasie, porównujesz się z konkurencją w grupie? Jak oceniasz swoje wyniki i postępy?

Takie niestety są realia. Ten rok jest agonią klasy A-1600. Mamy ponad połowę sezonu za sobą, a póki co jestem jedyna w tej klasie. Na chwilę obecną jestem na 4 miejscu w grupie A, jednak przede mną są same czteronapędowe Lancery, więc odpowiedź się sama nasuwa… Nieodzowną częścią tego sportu jest nieustanna analiza wyników. Jak dotychczas sezon 2013, bezapelacyjnie był czasem w którym poprawiłam i ustanawiałam na nowo poprzeczkę. W tym roku widać gołym okiem po czasach, że brakuje mi ciśnienia – czyli bezpośrednich rywali. Przed każdym weekendem wyścigowym wyznaczam sobie realnego konkurenta do „objechania” i zazwyczaj mi się to udaje, niestety nie wnosi to nic znaczącego do mojej punktacji.

Planujesz zmianę samochodu na taki, który gwarantuje frekfencję w klasie?

Trzeba na początku zaznaczyć, że moja C2 jest samochodem konkurencyjnym i posiadającym uznanie. Obecnie wychodzi na to, że za cenę C2 można kupić N-grupowego Lancera. Stąd, kto jest nowy i próbuje swoich sił w GSMP, wybiera właśnie to japońskie cudo. Zmiana auta jest jak najbardziej w planach – jednak póki co, nie widzę się w aucie czteronapędowym. Dlatego wszystko trzeba dokładnie przemyśleć i przeanalizować, co niniejszym razem z zespołem robimy.

Ewa i „wiewiór”
fot. z archiwum Ewy Wójtowicz

Tyle lat w jednej dyscyplinie jednoczy zawodników w  „jedną wyścigową rodzinę”? Czy zawarte znajomości przenosisz na grunt prywatny?

Rzeczywiście na wyścigu wszyscy zawodnicy tworzą jedną, wielką wyścigową rodzinę, co ewidentnie jest ogromnym plusem tej dyscypliny. Podczas wyścigowego weekendu wszyscy dogadujemy się wyśmienicie, jednak w niedzielne popołudnie każdy wraca do rzeczywistości i swojego codziennego życia. A sami doskonale wiemy, że w dzisiejszych czasach bardzo ciężko jest znaleźć wolną chwilę. Dodatkowo liczba zawodników z moich okolic znacząco się zmniejszyła.

Możesz liczyć na wsparcie rywali w razie kłopotów na zawodach?

Pewnie, że tak! To jest kolejna piękna strona GSMP. Prawie po każdym podjeździe, gdy czekamy na resztę stawki, mamy czas na wymianę zdań odnośnie trasy, techniki jazdy, ustawień samochodu (co jest dla mnie czarną magią, ale może i dobrze, bo nie zdradzam tajników pracy mojego zespołu (śmiech)). A z drugiej strony, nieraz się zdarzało, że bezpośredni rywale udostępniali sobie części potrzebne do dalszej jazdy, w myśl zasady, że najbardziej cieszy „czysta” wygrana.

Która runda GSMP jest Twoją ulubioną i dlaczego, a która najbardziej dała Ci w kość?

Tu wybór jest prosty. Moją, ulubioną trasą są słowackie Banovce. Według mnie to kwintesencja gór – trasa jest stroma, kręta i techniczna – czyli wszystko co najbardziej lubię! A najbardziej dała mi popalić trasa w Limanowej. Nigdy jej nie potrafiłam zrozumieć, przez co też, dobrze przejechać. Dodatkowo, (co pokazują ostatnie lata) prawie pewne jest, że tam się coś, kiedyś wydarzy. W najlepszym przypadku, wpłynie to tylko na harmonogram imprezy…

Ewa Wójtowicz ze swoim zespołem
fot. z archiwum Ewy Wójtowicz

Miałaś epizod kariery rajdowej, czy ta dyscyplina jednak nie przypadła Ci do gustu?

Oj przypadła, przypadła (śmiech). Swój debiut miałam w 2011 roku, gdzie dwukrotnie pojawiłam się w stawce RPP. Rajdy to jednak inna półka ścigania się. Wymagają więcej od: kierowcy i pilota, auta, całego serwisu, ale również i portfela. Wypadki na trasach rajdowych zdarzają się dużo częściej niż w „górach”, a ja jako mama, nie mogę sobie pozwolić na tak duże ryzyko. Chociaż twierdzę, że nie powiedziałam tam jeszcze ostatniego słowa!

GSMP to rywalizacja „wakacyjna”, co robisz w pozostałej części roku, brakuje Ci ścigania?

Jasne, że mi brakuje! W pozostałej części roku myślę – kiedy zacznie się nowy sezon? (śmiech). A tak naprawdę, to większość czasu spędzam w pracy (muszę przecież mieć pieniądze na starty) oraz poświęcam go rodzinie. Dodatkowo staram się pracować nad formą i w miarę możliwości testować auto. Zasada jest taka – aby wytrwać do maja (śmiech).

Cały czas współpracujesz z tym samym zespołem?

Dokładnie tak, mamy już za sobą długie lata współpracy. Ja nie mogę na nich narzekać, a oni na mnie tym bardziej (śmiech). Auto jest bezawaryjnie, a to w dużej mierze również zasługa Chłopaków z PRS. Nie chcę nikomu słodzić, ale gdyby nie Daniel Palonka i jego załoga – to u mnie w domu nie byłoby pucharu Mistrza Polski.

Synek Ewy Wójtowicz z jej pucharem
fot. archiwum Ewy Wójtowicz

Czy Twój syn już dąży w motoryzacyjną stronę, po mamie?

Nie ma co ukrywać, że głównie po mamie, choć fascynacja motosportem jest obecna w całej, mojej rodzinie. Po moim bracie i swoim chrzestnym – ma zamiłowanie do samochodów Porsche. Niedawno skończył 2 lata, a już rozpoznaje wiele marek samochodów i ogląda ze mną on-boardy. Lubi siedzieć za kierownicą i doskonale wie, które autko jest mamy (śmiech). A z tatą lubi oglądać MotoGP. Jednak wspólnie mamy nadzieję, że to nie będą motocykle… Już się dowiedzieliśmy od jakiego wieku zaczynają się szkółki kartingowe, więc wszystko zależy od niego (choć i tak pomogę mu podjąć decyzję).

W tym sezonie odświeżyłaś swoją stronę, oklejenie i masz swój znak rozpoznawczy?

To jest druga, nierozłączna strona startów. Próbujemy budować pewną bazę, która z jednej strony pozwoli nam na pozyskanie sponsora (i co za tym idzie – starty w wyższej klasie), a z drugiej – pozostanie do dyspozycji mojego, małego następcy. W dzisiejszych czasach, jak nie masz strony internetowej i nie ma cię na portalach internetowych – to nie istniejesz. Choć nie ukrywajmy, że jest to ukłon w stronę stale rosnącej liczby moich kibiców, którym z tego miejsca serdecznie dziękuję za gorący doping! A dlaczego „wiewiór”? Bo mam taki sam kolor włosów i uwielbiam orzeszki (śmiech).

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze