Kobieta kierowca autobusu. Lubię kręcić kierownicą! Galeria

„Jestem niefotogeniczna i stara" - tak próbowała mnie zniechęcić do sobie moja bohaterka. A ponieważ łatwo się nie poddaję, poznałam na własnej skórze, jak można prowadzić autobus z promiennym uśmiechem i niebywałą lekkością.

Drobna postać, mini i różowe rękawiczki. Pani Jola Bartnik jest kierowcą autobusu miejskiego w warszawskim MZA. Wozi pasażerów od 3 lat i jest bardzo szczęśliwa z tego powodu.
fot. Katarzyna Dziewicka

– Za kierownicą się relaksuję. Uwielbiam jazdę samochodem, dlatego ta praca sprawia mi olbrzymią przyjemność – mówi Pani Jola z wdziękiem trzymając na wodzy osiemnastometrowego Solarisa.

Do MZA trafiła z urzędu pracy, gdzie z przeprowadzonego wywiadu jasno wynikało, co chciałaby robić. Najpierw zamierzała pójść na kurs prawa jazdy kategorii C+E.

– Pomyślałam, że na stare lata pojeżdżę sobie ciężarówkami – kokietuje .

Ale okazało się, że takiego kursu urząd akurat nie oferuje, natomiast są na kategorię D.

– W sumie nie robiło mi to różnicy. Lubię ludzi, więc mogę ich wozić – powiedziała kiedy okazało się, że może skorzystać z kursu na kategorię D.

Została skierowana na kurs i po zdaniu egzaminu (za pierwszym razem!), rozpoczęła pracę.

– Chciałam później zrobić jeszcze prawo jazdy kategorii C+E, ale w końcu zrezygnowałam ze względu na ciężką pracę towarzyszącą przewozowi towarów.

Zła kalkulacja

Koledzy dawali jej 3 miesiące. Ci, którzy zrobili zakłady, sporo stracili.
fot. Katarzyna Dziewicka

Mówili mi: nie wytrzymasz. Praca rzeczywiście jest ciężka. Na początku, gdy wracałam do domu, od razu zasypiałam. Zmęczenie jest straszne po 10 godzinach jazdy. Trzeba ciągle uważać, mieć oczy wokół głowy, a do tego dochodzi świadomość, że wiezie się ludzi i jest się odpowiedzialnym za ich bezpieczeństwo.

Pani Jola pracuje na 2/3 etatu, co oznacza, że przypadają jej do obsługi linie, które pozostały po rozdzieleniu pomiędzy pełnoetatowych pracowników MZA. Dzięki temu jeździła już różnymi autobusami, które są w jej zajezdni. Dobrze zna Solarisy i Jelcze. Przez dziewięć miesięcy miała też okazję prowadzić, już wymierające na naszych ulicach, węgierskie Ikarusy. Jednak podkreśla, że chociaż dobrze sobie z nimi radzi i nawet je lubi, to prowadzenie tych autobusów jest ciężkim wysiłkiem fizycznym.

Wciąż zdziwienie

Coraz więcej kobiet prowadzi autobusy. Już nie jest to tak rzadki widok jak jeszcze kilka lat temu. W samym MZA jest zatrudnionych około 60 pań. Jednak okazuje się, że i pasażerowie i kierowcy, nie obyli się jeszcze z tym widokiem.
fot. Katarzyna Dziewicka

– Gdy jest zima, kierowcy proszą pasażerów o omijanie pierwszych drzwi. Poprosiłam pana, który szedł w moim kierunku, żeby wysiadł innymi drzwiami, a on mi odpowiedział, że nie zmierza do wyjścia, tylko chce sobie mnie obejrzeć. Gdyby wiedział, że kobieta prowadzi autobus, to by nie wsiadł. Zaczęłam się śmiać, że ma dwa wyjścia: może usiąść i się modlić albo wysiąść. Jedni kierowcy są bardzo zdziwieni, inni na widok kobiety prowadzącej autobus potrafią nawet siarczyście zakląć. Ale zdarzają się też bardzo miłe reakcje.

Pani Jola nie narzeka, jak jej koledzy z pracy, że nie może wyjechać z przystanku.
fot. Katarzyna Dziewicka

Podobno widać mnie w lusterku – śmieje się i dodaje: – Jak chcę włączyć się do ruchu, nie mam z tym nigdy problemu.

Poza małymi i nieistotnymi wyjątkami, spotyka ją na drodze wiele życzliwości.

– Jestem przekonana, że zawdzięczam to nie tyle swojej płci, co pogodzie ducha. Zdarzają się też obserwatorzy. Kiedyś stanął koło mnie mężczyzna i obserwował, jak prowadzę przez dobre pół godziny. W końcu powiedział, że jest zawodowym kierowcą i jeździł ciężarówkami przez 30 lat. A teraz nie może wyjść z podziwu, z jaką lekkością prowadzę 'tego potwora'” – śmieje się moja rozmówczyni.

Kobiety bardzo często jeżdżą, bo to lubią, rzadko zdarza się, że są zmuszone przez życie do takiej pracy. Zajęcie, które sprawia nam frajdę, a jednocześnie daje utrzymanie naszej rodzinie, jest jak wygrany los na loterii. Oferuje spełnienie i uznanie w oczach pracodawcy.

– W swoim życiu robiłam rożne rzeczy… Pracowałam w biurze, na produkcji, miałam również swoją firmę, ale to wszystko nie dawało mi satysfakcji, było dla mnie męczące… W tej chwili jeżdżę i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa – kwituje Pani Jola.

Również wśród kolegów z pracy kobiety mogą znaleźć sprzymierzeńców i wrogów.

– Zdarzają się panowie, którzy uważają, że kobiety nie nadają się do prowadzenia autobusów i są bardzo niezadowoleni, że nie mogą tego zmienić. Męska ambicja nie pozwala im tego zaaprobować. Ale nie brakuje też i takich, którzy podziwiają swoje koleżanki i im kibicują.

Praca jak każda inna…

Wśród uśmiechów i zachwytów, pojawia się w naszej rozmowie kropelka goryczy. Okazuje się, że nie każdy z szacunkiem odnosi się do zawodu kierowcy.

– Czasami słyszę: a bo to taka praca…, jak ty możesz tak jeździć? A praca jak każda inna. Na pewno bardzo męcząca, na pewno odpowiedzialna, ale jeżeli się to lubi, to czemu nie?

Ludzie często nie zdają sobie sprawy, z czym wiąże się prowadzenie autobusu. Zdarza się, że pasażerowie denerwują kierowcę, nie wiedząc, że to może być już jego 9. godzina za kierownicą. Warto o tym pamiętać, zanim wdamy się w nieprzyjemną dyskusję.

– Kierowca jest w stresie w zasadzie non-stop. Musi uważać na innych uczestników ruchu drogowego, zapewniać bezpieczeństwo pasażerom i wysłuchiwać ich skarg. Jest łatwym celem dla osób, które chcą rozładować swoje emocje. A szkoda… – zamyśla się Pani Jola.

Pytam więc po co? Czy warto się szarpać? Na co dostaję rozbrajającą odpowiedź:

– Robię to, co kocham i jeszcze mi za to płacą!

Cóż można chcieć więcej? Pani Jola zapewnia i ja jej wierzę, że trudno ją wyprowadzić z równowagi. Nie wyklina kierowców zajeżdżających jej drogę i wykazuje wiele zrozumienia i wyrozumiałości dla pasażerów. Jak przyznaje, lubi rozmawiać z ludźmi i czasem sama naciąga ich na pogaduszki.
fot. Katarzyna Dziewicka

– Najsłabszą stroną tego zajęcia jest brak rozmowy. Jestem gadułą i tego brakuje mi najbardziej.

I chyba w tym właśnie tkwi jej sekret… Uśmiech, tak jeszcze rzadki na naszych ulicach, sprawdza się w tej pracy.

Zmiana popołudniowa

Kierowcy jeżdżący razem z Panią Jolą mogą wybrać sobie system pracy, jaki najbardziej im odpowiada. Zasada jest następująca: jazdy na zmiany albo tylko kursy ranne, albo popołudniowe, albo nocne. Nasza bohaterka jeździ popołudniami, bo lubi się wysypiać, a kursy poranne wymagają wstawania o drugiej w nocy.
fot. Katarzyna Dziewicka

To nie dla mnie! Choć oczywiście na rannych zmianach też jeździłam..Nie mam dodatkowego zajęcia, córki są dorosłe, więc mogę jeździć, gdy jest taka potrzeba – przyznaje. 

fot. Katarzyna Dziewicka

– Do 22.30, kiedy zjazdy są sporadyczne, zazwyczaj zjeżdża się płynnie. Gorzej jest o 23.30, gdy większość autobusów kończy. Wtedy zdarza się, że trzeba czekać 45 minut, zanim się wjedzie na zakład – opowiada.

Moja bohaterka to przykład kobiety, która po prostu lubi jeździć. Przy okazji ulubione zajecie stało się jej sposobem na życie. Odnalazła to za czym tęskni wielu z nas – swoje powołanie.

Źródło: Truck & Van

www.truck-van.pl

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze