Wracamy na najsłynniejszy chyba zakręt w Polsce i ponownie rozsądkiem nie wykazał się kierujący, jadący pod górę. Samo to, że udało mu się stracić panowanie nad autem, właśnie jadąc pod górę a nie w dół, jest warte odnotowania.
Dwóch asów spotkało się na „zakręcie mistrzów”. Jeden omal nie zginął!
Wydawało się, że temu kierowcy akurat się upiecze. Koło niego nie było innych pojazdów i nie uderzył w barierki. Zjechał na trawę, gdzie powinien bezpiecznie się zatrzymać… i w tym momencie auto podjechało tyłem do góry, wykręciło piękny piruet i wylądowało na dachu. To się nazywa mieć pecha.