Do kolizji doszło na skutek banalnego błędu. Kierowca wyjeżdżał z drogi podporządkowanej, a kierujący na prawym pasie zatrzymał się, żeby ułatwić mu manewr. Czy wyjeżdżający wziął pod uwagę, że jest tam jeszcze jeden pas, na którym też są samochody? Oczywiście że nie – beztrosko wcisnął gaz.
Kierowca samochodu zwyzywał listonosza, który wszedł mu pod auto. To wina nowych przepisów?
Nie ma tu nic więcej do komentowania, ale zwróćmy jeszcze uwagę na kierowcę auta z kamerą. Rozbite auta zatrzymały się na jego pasie, ale w bezpiecznej odległości. Mimo tego wyraźnie się przestraszył i zaskoczony krzyknął „ło k***wa!”. Następnie puścił całą serię bluzgów, całe szczęście „wypikanych”. A po tym wszystkim słyszymy kobiecy głos, mówiący: „Nie bój się, Madziu”. Czyli kierowca nie tylko nie trzyma języka na wodzy przy małym dziecku, ale jeszcze udało mu się je wystraszyć stekiem przekleństw. Gratulujemy.