Czeskie małżeństwo wraz z trzema synami wracało znad Bałtyku do swojego kraju. Już w okolicach Goleniowa (w województwie zachodniopomorskim) na drodze S3 zepsuło im się auto. Zatrzymali się na pasie awaryjnym i… jak sądzicie, jak poradzili sobie w takiej sytuacji ludzie żyjący w dzisiejszych czasach?
Cóż, podobno ich telefony nie działały, a w zasięgu wzroku nie było ani telefonu alarmowego, ani stacji benzynowej. Wywiesili więc na aucie dużą kartkę z napisem SOS i spokojnie czekali na rozwój wydarzeń. Trzy dni.
Dopiero trzeciego dnia napisem zainteresował się kierowca tira, który zatrzymał się i udzielił czeskiej rodzinie pomocy. Później sprawy potoczyły się już szybko – pewien właściciel lawety zaoferował ściągnięcie auta do warsztatu w Goleniowie, władze gminy sfinansowały rodzinie pobyt w hotelu, a lokalny biznesmen zapłacił za naprawę auta (Czechów podobno nie było na to stać).
Cieszymy się z szczęśliwego zakończenia tej historii i kierujemy słowa uznania dla wszystkich osób, które bezinteresownie pomogły naszym południowym sąsiadom. Nadal trudno nam jednak zrozumieć jak można było bezczynnie siedzieć w aucie trzy dni przy ruchliwej drodze i nie umieć samemu poszukać pomocy.