Patrząc na niego z przodu odnosi się wrażenie jakby CLA chciał nam powiedzieć: „ja jestem Sprite, ty jesteś pragnienie”. Atrapa chłodnicy przypomina czarną skórę wybitą ćwiekami, a dopełnieniem „niegrzecznego” wizerunku są czarne, 18-calowe felgi z polerowanym rantem i równie mrocznej barwy szyby i lusterka. Bez wątpienia nowy Mercedes CLA to typ bad boy’a, który gdziekolwiek się pokaże, zawsze narobi sporo zamieszania.
Jest przepiękny! Przyznaję – to moja pierwsza myśl na widok Merca. Zadziorne wybrzuszenia, czy przetłoczenia w karoserii dodają drapieżnego charakterku, podobnie jak masywne wloty powietrza umieszczone na przednim zderzaku. Mocno opadająca linia dachu przechodząca w tylną klapę to nie tylko zabieg upiększający. To również jeden z czynników, dzięki którym Mercedes CLA może się pochwalić jednym z najniższych w klasie współczynnikiem oporu powietrza (Cd=0,22).
Mercedes CLA 200 Edition 1 |
fot. Motocaina.pl
|
W królestwie ciemności
Z całą pewnością nie jest to rasowe coupe – dwie pary drzwi (bez ram okiennych) skutecznie Mercedesa w tej klasie dyskwalifikują. Jednak kiedy je otworzymy naszym oczom ukaże się wnętrze, na widok którego rozszerzają się źrenice. Testowana wersja ma sportowy pakiet AMG – w środku króluje czerń, grafit oraz… mrok – miejscami delikatnie rozświetlony ambientowym, pomarańczowym oświetleniem: w otworze zagłówków, nad panelem sterowania szybami, czy panelu centralnym. Oryginalnym dodatkiem do całości są żółte pasy przebiegające przez środek wyrzeźbionych wyścigowo foteli oraz przeszycia dodające sportowego, ożywiającemu sznytu ciemnemu wnętrzu.
Wracając do siedzeń – zostały wykonane z połączenia skóry oraz mikrofibry, a ich zintegrowane z fotelem zagłówki podsycają racingowy charakter CLA. Niestety, regulacja odbywa się w sposób manualny. Wydawałoby się, że w wersji wyposażenia za kwotę 212 tysięcy złotych elektryczne fotele są oczywistością. Kolejna zła wiadomość, tym razem dla Claudii Schiffer: z tyłu wygodnie zasiądą dwie osoby pod warunkiem, że nie grzeszą wzrostem.
Wnętrze Mercedesa CLA 200. |
fot. Motocaina.pl
|
Pozostałe elementy wnętrza nie pozostawiają złudzeń: to prawdziwy, solidny Mercedes. Wszystko jest tu wykonane z najwyższą starannością. Deska rozdzielcza została pokryta czarną skórą podobnie jak kierownica, podłokietnik i boki drzwi. Całość, w połączeniu z żółtą nitką, przyprawia o szybsze bicie serca. Wszystkie elementy ozdobne są srebrne i tworzą metaliczny efekt nazywany przez producenta „cool touch”. Rzeczywiście, jest cool.
Ciekawostką jest kluczyk – znak firmowy Mercedesa. Niezmiennie ten sam wygląd i kształt, żadnych udziwnień rodem z Gwiezdnych Wojen w formie kart, guzików czy innych wynalazków.
Ale jedna chwila – czy ktoś widział lewarek zmiany biegów? Na jego miejscu widnieją dwa praktyczne, zamykane schowki, w których na próżno szukać dźwigni przełożeń. Na wzór amerykańskich samochodów (i limuzyn – S Klasy, BMW serii 7) dźwignia automatycznej skrzyni biegów została umieszczona tuż przy kierownicy. Rozwiązanie niezbyt u nas popularne, co nie oznacza, że niewygodne. Kierowca szybko przyzwyczaja się do dobrego.
Wygląd to nie wszystko…
Przekręcam kluczyk i mały łobuz – choć nie aż tak mały, jak wskazywała by na to platforma z A-klasy – budzi się do życia. Uruchamia się system napinania pasów – na tyle mocny, że z pewnością wygniecie nawet koszulę plecioną z żyłki. Urodziwe i przejrzyste zegary mienią się w kolorach szarości, grafitu i czerwieni. W tej samej palecie barw utrzymany jest desinerski komputer pokładowy, co po raz kolejny utwierdza mnie w przekonaniu, że miejsce tego samochodu jest w galerii sztuki. Ale wygląd to nie wszystko – dla mnie intuicyjność działania komputera (Command) to słaby punkt tego auta. Jest jak tabliczka mnożenia – trzeba przysiąść i wkuć. Na „wyczucie” niewiele wskóramy, trzeba poświęcić trochę czasu, aby zrozumieć zasadę działania i umiejscowienie przeróżnych funkcji. Szczęście w nieszczęściu, że obsługa panelu odbywa się za pomocą kontrolera (pokrętła) umieszczonego tuż pod prawą ręką (rozwiązanie znane najpierw z BMW – idrive, potem z Audi – MMI, a teraz jest nawet Mazdzie 6). Kolejny wyświetlacz jest umieszczony między zegarami przed wzrokiem kierowcy – ten z kolei obsługuje się przyciskami sterowania na kierownicy. Jest trochę z tym zabawy i docenią to na pewno wszyscy lubiący gadżety i mrowie możliwości.
Na potęgę posępnego czerepu – mocy przybywaj!
CLA świetnie udaje drogiego Merola. Znajomi zapytani o jego cenę w salonie nie zeszli poniżej 300 tysięcy złotych. Co to oznacza? Że można kupić auto ze Stuttgartu za godziwe pieniądze i cieszyć się prestiżem limuzyny. Kiedy patrzy się na niego z boku, w głowie kłębi się dzika moc pod maską i całe stado koni mechanicznych. Niemiecki „kłamczuch” dodatkowo mami oznaczeniem CLA 200 umieszczonym na tylnej klapie. Tymczasem pod maską pracuje benzynowy, doładowany turbosprężarką silnik o pojemności 1.6 litra i mocy 156 KM, z maksymalnym momentem obrotowym 250 Nm. W połączeniu z 7 stopniową, automatyczną, dwusprzęgłową skrzynią 7G-DCT w mieście radzi sobie bardzo dobrze, chociaż fakt – wygląd sugeruje znacznie więcej. Gdy jedziemy w dłuższą trasę i jednostka przy wyprzedzaniu trochę niedomaga, wystarczy wcisnąć magiczny guziczek na panelu centralnym, aby uruchmić tryb Sport (do wyboru również E-ekonomiczny i M-manualny – zmiana przełożeń za pomoca łopatek). Wskazówka obrotomierza dociera do 5000 obr./min., zmiana biegów za pomocą łopatek po obu stronach kierownicy i zabawa się zaczyna! Tak, CLA jeśli tylko damu mu szansę, potrafi dostarczyć endorfin kobiecie.
W podwoziu skwapliwie radzi sobie jeden z dwóch dostępnych wariantów zawieszenia – ten obniżony i bardziej trwady niż konwencjonalny. Efekt? Gdy jedziesz energicznie, auto trzyma się w zakrętach wyznaczonego toru jak przytulone do asfaltu, jednak nie przesadzajmy – CLA pozostaje wygodny i komfortowy w miejskim poligonie.
Ze zużyciem paliwa w CLA jest dokładnie tak, jak w starym, dobrym powiedzeniu: „jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”. Innymi słowy: jak mocno przyciśniesz, tyle spalisz. Przy spokojnej jeździe komputer wskazuje 8 l./100 km, ale wystarczy trochę adrenaliny w żyłach, aby wynik sięgnał poziomu 13 litrów. Albo albo. Proste.
Kobiety w Mercedesie CLA 200 czują się jak królowe życia! |
fot. Motocaina.pl
|
Dziewczyna gangstera czy business woman?
Siedząc w CLA czuję, że mogę wszystko. Kierowcy na światłach prawdopodobnie myślą inaczej. Obstawiam wariant: „dziewczyna gangstera”, biorę również pod uwagę „kupił nadziany tata”, jest też niewielki promil złośliwych komenatrzy typu: „dorobiła się, lafirynda”. Ale są też inne reakcje: mój chłopak zakomunikował, że chce w nim spać w garażu, a sąsiad na jego widok przemówił do mnie po raz pierwszy od czterech lat. A ja? Im bliżej końca jazdy testowej, tym bardziej nie chcę go oddawać.
Trzeba sobie też jasno powiedzieć: w CLA jest więcej elektronicznych systemów niż ludzi w sztabie wyborczym Baracka Obamy. Ktoś powie: czyli jest co się psuć. Nie sądzę. Nie w Mercedesie. Zresztą, czym by było auto ze Stuttgartu bez tech-nowinek? Attetion Assist wibracją kierownicy ostrzeże nas przed zbaczaniem z toru jazdy, komputer pokładowy poinformuje nas o zbyt małej odległości od poprzedzającego pojazdu, wyświetli wykres słupkowy zuzycia paliwa, a Collision Prevention System Assist Plus w razie zagrożenia sam wyhamuje samochód, gdy nie doczeka się naszej reakcji w awaryjnej sytuacji. Lista opcji jest oczywiście o wiele dłuższa – jesli masz parę tysięcy złotych na wydanie, Mercedes Cię rozpieści.
Królowa życia!
CLA ma jeszcze cały worek niespodzianek. Głośniki Harman Kardon są tak wyśmienite, że 7 przykazanie może nie wystarczyć, aby Twój sąsiad zrezygnował z ich kradzieży; bagażnik o pojemności 420 litrów z pewnością pomieści obie siostry Grycanki, a Twoje dzieci będą sprzątać mieszkanie trzy razy dziennie byleby dostać kluczyki do tego auta. Co najważniejsze – nie musisz trafić szóstki w Totolotka, aby się poczuć się królem życia i kupić tego Merola.
Marka od kilku lat walczy z wizerunkiem nudnych limuzyn dla podstarzałych, bogatych snobów (klasy E, S) lub zbyt drogich „przerostów formy nad treścią” (klasa A i B). Najnowsza broń, oznaczona symbolem CLA, z pewnością te stereotypy ułatwi obalić. Bo to samochód tak ładny, że nikt nie przejdzie obok niego obojętnie, tak urodziwy jak wielu jego droższych i ekskluzywnych braci, a jednocześnie w tak bardzo przystępnej cenie – od 118 900 złotych.
Trzy jednostki benzynowe, dwie wysokoprężne, pięć linii wyposażenia, dodatkowe pakiety stylizacji nadwozia i wnętrza (z całego serca polecamy wersję CLA45 AMG, choć trzeba na nią wydać prawie drugie podstawowe CLA) nawet najbardziej wymagającym pozwolą stworzyć „swojego”, być może pierwszego, ale najpewniej ulubionego Mercedesa. Moje serce bezpowrotnie zostało za jego kierownicą.
Testowany egzemplarz to limitowana wersja Edition 1, dostępna tylko przez 12 miesięcy od premiery rynkowej.
Na TAK:
– piękna linia nadwozia
– wręcz perfekcyjne wykonanie (kierownica, tapicerka, kokpit, nawiewy, klamki drzwi)
– duży bagażnik
– atrakcyjna cena
Na NIE:
– skomplikowany komputer pokładowy
– mało miejsca nad głową na tylnej kanapie
Dane techniczne Mercedes CLA 200 Edition 1:
Silnik – benzynowy 1595 cm3
Moc – 156 KM przy 5300 obr./min.
Moment obrotowy – 250 Nm przy 1250-4000 obr./min
Nadwozie – 5-drzwiowe
Masa – 1395 kg
Pojemność zbiornika – 50 litrów
Napęd – na przednie koła
Prędkość maksymalna – 230 km/godz.
Przyśpieszenie 0 – 100 km – 8,6 sekundy
Skrzynia biegów- 7 biegowa, dwusprzęgłowa, automatyczna
Pojemność bagażnika – 420 litrów
Ceny – od 118 900 złotych
Cena wersji testowej – 212 000 złotych