Kierowcy starszego pokolenia są przekonani, że zimą grzanie silnika przed jazdą jest najlepszym rozwiązaniem dla pojazdu. Dlatego przed ruszeniem z miejsca czekają kilka, a nawet kilkanaście minut, żeby silnik osiągnął odpowiednią temperaturę. Takie rozwiązanie mogło być dobre dla pojazdów z XX wieku, ale nie w dzisiejszych czasach.
Teraz silniki są budowane z szybciej nagrzewających się materiałów i używa się do nich lepszych, syntetycznych olejów, przez co takie zabiegi nie są potrzebne. Co więcej, mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc.
W dodatku, pozostawiając uruchomiony pojazd na dłużej niż minutę, łamiemy kodeks drogowy art. 60 ust. 2 pkt. 3, który kierującemu zabrania „pozostawiania pracującego silnika podczas postoju na obszarze zabudowanym; nie dotyczy to pojazdu wykonującego czynności na drodze”. Za pozostawienie pojazdu z pracującym silnikiem grozi nam mandat w wysokości 100 złotych, a jeśli w dodatku powodujemy ponadprzeciętny hałas oraz nadmierną emisję spalin do środowiska, to zapłacimy 300 złotych.
Przeczytaj także: Zima zła, czyli co może dać się we znaki kierowcom? 5 najczęstszych zimowych awarii
Samochód najlepiej rozgrzewa się podczas jazdy. Czas rozgrzania silnika jest wtedy krótszy niż pozostawienie samochodu na biegu jałowym. Jednak ruszanie z miejsca zaraz po tym jak przekręcimy kluczyk w stacyjce lub naciśniemy przycisk start, też może okazać się złym pomysłem – zwłaszcza przy bardzo niskich temperaturach. W takich okolicznościach powinniśmy chwilę odczekać, ale chodzi tu o kilka lub kilkanaście sekund, a nie minut. W tym czasie płyny eksploatacyjne dotrą tam, dokąd powinny i unikniemy tarcia metal o metal.
Przeczytaj także: Prezenty świąteczne dla fanów motoryzacji od Bentleya
Oczywistą rzeczą jest, że po ruszeniu nie powinniśmy nadwyrężać silnika, tzn. że nie powinniśmy wprowadzać go na wysokie obroty, aż do momentu, gdy osiągnie odpowiednią temperaturę.
Przeczytaj też: Ile może zająć wymiana silnika?