Często dyskutowanym przez medioznawców oraz psychologów problemem jest postrzeganie telewizji przez dzieci. Kiedy zaczynają odróżniać fikcję od faktu i rozumieć, że to co widzą, jest tylko na niby? Jak sprawić, aby dziecko zrozumiało, że sceny widoczne na ekranie, są fikcją i nie należy ich naśladować? Według Komisji Etyki Reklamy, polskie społeczeństwo nadal nie posiadło tych ważnych w rozwoju współczesnego człowieka cech.
Nowa Toyota C-HR debiutuje w polskich salonach. Znamy cenę!
Skąd taki wniosek? Instytucja ta rozpatrzyła właśnie skargę na reklamę Toyoty C-HR. W opinii KER klip promujący zmodernizowaną wersję japońskiego crossovera, zachęca do łamania przepisów i narusza dobre obyczaje. Ponadto propaguje niebezpieczną jazdę.
Z pewnością większość z nas kojarzy tę reklamę z telewizji. Ale już tam jej nie ma – z wymienionych wcześniej powodów. Można ją za to znaleźć w sieci, choć nie w polskiej wersji. Przypomnijmy więc sobie, o co jest tyle krzyku.
I jak? Czujecie się oburzeni naruszeniem dobrych obyczajów? Macie ochotę wsiąść teraz do auta i łamać przepisy? Jest duża szansa, że nadal nie wiecie o co chodzi. A chodzi o fragment między dziewiątą, a dziesiątą sekundą reklamy. C-HR w tym ujęciu zmienia pas ruchu na linii ciągłej i przejściu dla pieszych. Czy to złamanie przepisów? Oczywiście. Czy powinno się potępiać takie zachowania? Naturalnie. Czy ma to jakiekolwiek znaczenie, że takie ujęcie znalazło się w reklamie? No cóż…
Toyota broniła się, że to dosłownie sekundowy fragment, że nie jest wyeksponowany, łatwo go przeoczyć, a poza tym jest to reklama. Fikcja. Produkt marketingowy, który miał podkreślić między innymi dynamikę zmodernizowanego C-HR’a, który przy okazji face liftingu otrzymał mocniejszy, 184-konny napęd hybrydowy. To nie był program edukacyjny na temat prawidłowego stylu jazdy! Komisja Etyki Reklamy była jednak nieugięta.
Najczęściej oglądana reklama w mediach społecznościowych? Oto ona!
W naszej opinii to ujęcie było po prostu nakręcone, zmontowane i zatwierdzone przez ludzi, którzy mają raczej mgliste pojęcie o przepisach ruchu drogowego. To banalny i szkolny błąd; aż dziwne, że nikt nie zwrócił na niego uwagi. Ale trudno demonizować to ujęcie i snuć teorie, jakoby miało ono zgubny wpływ na bezpieczeństwo na polskich drogach!
Już prędzej rozumiemy (choć nadal uważamy za absurdalną) krytykę reklamy BMW, na której właściciele modeli M oddają się szalonej jeździe ulicami fikcyjnego M Town, gdzie takie zachowania są dozwolone i promowane. To również twór fikcyjny i nikt go nie bierze poważnie. A przynajmniej nikt rozsądny.
BMW zachęca do łamania przepisów, czy dużo krzyku o nic?
Pamiętacie dawne czasy, kiedy można było nieco pofolgować emocjom, uczynić użytek z wyobraźni i każdy rozumiał, że to tylko fikcja i rozrywka, a nie program edukacyjny? Kiedy nie dopatrywano się szkodliwości we wszystkim?
Dzisiaj coś takiego, jak ta epicka reklama Tico, nigdy by nie powstała.