Strażnicy leśni natrafili na bardzo nietypowe znalezisko w lesie koło Trzebiszewa (woj. lubuskie). Stało tam porzucone Audi A6 Avant minionej generacji. Żeby było jeszcze dziwniej, auto nie miało opon na felgach, ale za to cały czas pracował silnik.
Ktoś porzucił w rowie Lamborghini Aventadora!
Wezwani na miejsce policjanci ustalili, że Audi zostało niedawno skradzione na terenie Niemiec. Nie znaleźli jednak żadnych śladów, które pomogłyby ustalić, co warte około 200 tys. zł kombi robiło pośrodku lasu i to na samych felgach.
{{ image(34054) }}
Znając metody działania złodziei, domyślamy się, że samochód został skradziony metodą „na walizkę”. Używając wzmacniacza sygnału z kluczyka, który ma właściciel, można sprawić, że auto się otworzy i pozwoli uruchomić. Nie zgaśnie, kiedy odjedziemy, a będzie jedynie informować o tym, że nie wykrywa kluczyka. Oczywiście jeśli wyłączymy silnik, już go potem nie uruchomimy.
Policja próbuje powstrzymać złodzieja samochodu przed przekroczeniem granicy
To wyjaśniałoby, dlaczego Audi pozostawiono z włączonym silnikiem. Porzucenie go w lesie też da się wytłumaczyć. Jeśli złodzieje nie są pewni, czy samochód nie ma lokalizatora, to zaraz po kradzieży zostawiają go w jakimś odosobnionym miejscu. Jeśli nie pojawi się tam policja, to wiedzą, że mogą zabrać takie auto do dziupli.
{{ image(34053) }}
Jedyną zagadką pozostaje, dlaczego Audi A6 nie miało opon. Zrozumielibyśmy gdyby były uszkodzone i to do tego stopnia, że schodziłyby z felg. Ale to wygląda, jakby ktoś je zdjął już po wjechaniu do lasu. Może złodzieje pozbyli się opon, żeby zniechęcić osoby, które widząc porzucone auto z włączonym silnikiem, chciałyby się nim przejechać? Tylko jakby mieli to zrobić pośrodku lasu?