Site icon Motocaina

10 lęków początkującej motocyklistki

a:2:{s:6:"old_id";s:5:"15283";s:14:"article_old_id";s:0:"";}

Nigdy nie miałam smykałki do motoryzacji i nauka jazdy motocyklem wcale nie była dla mnie łatwa. Postępy robiłam powoli, ale cały czas, bo jestem uparta – i już! Jednak pokonywanie kolejnych progów umiejętności wiązało się u mnie ze sporym stresem i strachem.

To mój siódmy sezon motocyklowy, a każdy to ok. 8.000-18.000 kilometrów na motocyklu. Z każdym, kolejnym sezonem lista moich lęków malała, bo starałam się znaleźć na ich pokonanie jakiś sposób. Teraz myślę o nich na luzie, bo w czasie przeszłym, jednak wiem jak destrukcyjnie działały one na moją jazdę motocyklem. Postanowiłam je z grubsza wymienić, omówić i pokazać drogę, jaką przeszłam – by je pokonać. Być może dodam nieco odwagi motocyklistkom, które właśnie takie rozterki teraz przeżywają.

1. Duże, ruchliwe drogi

Ktoś może powiedzieć: „a co to za problem?” Jednak biorąc pod uwagę, że byłam początkującą motocyklistką i miałam motocykl o pojemności jedynie 125 – to był dla mnie problem spory. Nie jechałam na tyle szybko, by na krajówce jechać równo z samochodami. Szerokie drogi i spory ruch mnie przerażały, bo często wyprzedzano mnie bez zachowania należytej dozy ostrożności, a w wietrzne dni wiatr przepychał mnie to na lewo, to na prawo.

– Co robić?

Wymienić motocykl? Można i tak, ale ja postawiłam na jazdę po drogach lokalnych. Mniej stresu, widoki ładniejsze, ruch umiarkowany i wreszcie cieszyłam się jazdą, zamiast się nią stresować. Jak już do tego dojrzałam, to wymieniłam motocykl na większy, a z tej perspektywy główne drogi wyglądają zupełnie inaczej.

2. Zatłoczone i mało znane miasto

To był dla nie koszmar dłuższy czas. Jeżeli nie czułam jeszcze, że dobrze jeżdżę motocyklem, a przyszło mi wjechać do miasta, gdzie w każdej chwili dzieje się bardzo wiele – to poziom stresu rósł z minuty na minutę. Ogarnąć motocykl, ogarnąć trasę i jeszcze mieć oczy dookoła głowy? Zdecydowanie za dużo dla początkującej motocyklistki! A wiadomo – im większy stres, tym wszystko idzie znacznie gorzej. Sama popełniłam kilka błędów, które na szczęście nie spowodowały strat w zdrowiu, ani sprzęcie, jednak na samą myśl mi wstyd…

– Co robić?

Zdecydowanie oswajać sytuację. Jeździć po mieście więcej, ale w porach zmniejszonego ruchu. Opanowywać sprzęt i ogarniać wszystko, co się dzieje dookoła. Unikanie zatłoczonych miast to ucieczka, stopniowe nabywanie umiejętności jazdy w mieście – to wygrana!

3. Jazda w grupie

Początkowo wydawało mi się, że na to nie zasługuję, bo w grupie będę najsłabszym ogniwem. Myślałam, że wszyscy się będą na mnie wkurzać, bo nie mam przelotowej 130km/h i dlatego jeździłam sobie sama. Z czasem jednak poznałam jedną i kolejną motocyklistkę, które miały podobne obawy, więc razem jeździło nam się doskonale. Ma to swoje plusy, bo jest się do kogo odezwać a i pomysłów na wycieczki jest dwukrotnie więcej.

– Co robić?

Dobierać sobie grupę do własnych umiejętności i preferencji dotyczących prędkości. Na facebooku jest wiele regionalnych grup, na których można zaproponować wycieczkę i zastrzec sobie, że prędkość będzie taka, a nie inna. Jazda w grupach to świetna przygoda, nowe znajomości i dzielenie pasji – nie warto z tego rezygnować z lęku przed krytyką.

4. Wyprzedzanie

Im mniejszy, mniej „konny” motocykl, tym trudniejszy staje się to manewr. Dodając do tego niezbyt doszlifowane umiejętności jazdy motocyklem – robi się nam kolejna sytuacja stresowa.

– Co robić?

Nic na siłę! Nie masz pewności, czy zdążysz wyprzedzić? Nie rób tego! Poczekaj na kolejną okazję lub odpuść, jeżeli pojazd przed Tobą jakoś znacznie nie spowolni Ci pokonywanego dystansu. W tym przypadku jestem wierna zasadzie, że lepiej odpuścić, niż przekombinować i potem żałować. Bo skutki nieudanego manewru wyprzedzania mogą być tragiczne. Oswajanie wyprzedzania zacznij od miejsc, gdzie masz sporo przestrzeni, nawet na popełnienie jakiegoś błędu. Pewność i sprawność wyprzedzania przyjdzie z czasem. To pewne!

5. Ruszanie pod górkę

To była moja zmora do tego stopnia, że jeżeli tylko wiedziałam jak biegnie trasa, to omijałam takie miejsce okrężną drogą, byleby tylko nie musieć się zatrzymywać na wzniesieniu (np. na krzyżówce, na której trzeba ustąpić pierwszeństwa). Po przesiadce z pojemności 125 na 650 ten lęk znów odżył z nową siłą, bo motocykl był znacznie cięższy.

– Co robić?

Ja pojechałam na odludną drogę, gdzie jest wzniesienie i pół popołudnia stawałam oraz ruszałam. Początkowo popełniałam głupie błędy, jednak sytuacja w której mogę to zrobić ponownie i bez presji – oswoiła lęki. Wczułam się w operowanie gazem i hamulcem, osłuchałam z pracą silnika i problem przestał był problemem.

6. Upadek motocykla

To bardzo częsty obraz w wyobraźni początkującej motocyklistki. Jeżeli już nastąpił, to zwykle jest to wynik parkingowej nieuwagi i/lub znacznego obciążenia motocykla. Im cięższy motocykl, tym większe prawdopodobieństwo, że gdy zaburzymy mu równowagę przy małej prędkości – to będzie już za późno, by powstrzymać jego upadek.

Jak zaburzamy równowagę? Np. zatrzymując się lub minimalnie tocząc, gdy przednie koło jest skręcone na prawo lub lewo. Taka była moja pierwsza gleba 650-tką, na szczęście jechało dwóch rowerzystów, którzy od razu rzucili się do pomocy, zanim jeszcze zdążyłam się z kurzu otrzepać. Czasami też nie zauważamy, że miejsce, w którym się zatrzymujemy jest nierówne i stając na pełnych stopach powodujemy, że motocykl zatrzymuje się przechylony, a chwilę potem leci na jedną stronę.

– Co robić?

Nie prowokować wywrotek! A po drugie nauczyć się sprytnie (i niezależnie od przejeżdżających rowerzystów) podnosić swój motocykl, jak na tym filmie:

7. Jazda w deszczu

Nie jest to miła sytuacja, szczególnie przy nieodpowiedniej odzieży. Początkowo też, jazda w deszczu dawała mi bardzo duże poczucie niebezpieczeństwa poślizgu, dlatego znacznie zwalniałam (nawet do 50% prędkości). Doświadczenie nauczyło mnie, żeby na deszcz być przygotowanym i w kufrze wozić strój przeciwdeszczowy, a rękawice wybierać z „wycieraczką”. A także, że nie taki deszcz straszny jak go malują, więc zwalniać tak znacznie nie muszę.

– Co robić?

Nie panikować, nieco zwolnić, ze szczególnym uwzględnieniem miejsc, które po deszczu robią się bardzo śliskie – białych znaków na jezdni, osłon studzienek kanalizacyjnych i zanieczyszczeń, które spływają po asfalcie na samym początku opadu. Manewry przewidywać z wyprzedzeniem, żeby gwałtownie nie operować gazem i hamulcem.

8. Szybka jazda

Ktoś powie, że to przecież o to chodzi w jeździe motocyklem! Ale czy każdemu chodzi o to samo? Może trudno uwierzyć, ale szybka jazda też przed dłuższy czas była dla mnie problemem. Blokował mnie umysł, przerażał pęd świata dookoła, a do tego im mniejszy motocykl, tym ta szybka jazda wydawała się być u granic jego możliwości – co dawało znaczny dyskomfort. Zdecydowanie bardziej lubiłam swobodne, niezbyt szybkie wycieczki i to one dawały mi radość z bycia motocyklistką.

– Co robić?

Nic. Bo po co? Jeżeli czujesz się dobrze z taką, a taką prędkością – to sobie z nią jedź. Jak to innym nie pasuje, to jest ich problem. Zmień grupę na taką, która jeździ jak Ty. Z czasem Twój próg akceptowanej prędkości i tak się podniesie. Im lepsze umiejętności, im lepszy motocykl – tym szybciej rosną wskazania licznika. Ale wtedy jest to naturalny rozwój umiejętności i pokonanie progu lęku, a nie pogoń zamiast radości z jazdy.

9. Kręte trasy i wzniesienia

To była moja zmora przez dłuższy okres czasu. Zakręt 180 stopni pod górę? Żaden problem! Ale z górki? Masakra! Zwalniałam bardzo mocno i byłam sztywna z przerażenia. A wiadomo, że im mniej współpracy ciała z motocyklem, tym zakręt zamiast płynnie być pokonywany – wychodzi koślawo i momentami robi niebezpiecznie.

– Co robić?

Znów się z tym mierzyć, jak najczęściej się da. Nie da się wyćwiczyć umiejętności motocyklowych w teorii. Można jednak skupiać się na tym, co się dzieje z naszym ciałem w trakcie stresującego manewru i to korygować. Gdzie prowadzimy linię wzroku w takim zakręcie? Czy spinamy ręce i barki? Na jakim biegu i z jaką prędkością pokonujemy taki zakręt? Po takiej obserwacji i korekcie okazuje się, że nie taki diabeł straszny, tylko podejść do niego trzeba bardziej racjonalnie. Bo to stres utrudnia nam manewr, a nie brak umiejętności pokonywania zakrętów. Mi osobiście bardzo pomógł wyjazd w Bieszczady, gdzie zakrętów jest dużo i zmiana modelu motocykla (z jedno na dwu-cylindrowy).

10. Kradzież motocykla

To podświadomy lęk, który najsilniej mi towarzyszył przy pierwszym motocyklu. Kochałam go tak bardzo, że myśl o tym, że go mogę stracić, czasami spędzała mi sen z powiek i to dosłownie. Np. jak nocowałam w jakimś nowym miejscu, a wiedziałam, że mój motocykl nie do końca jest na zewnątrz bezpieczny – to nie mogłam spać! Z każdym, kolejnym motocyklem ta więź już była słabsza, bo dotarło do mnie, że to rzecz – można ją kupić. Choć wiadomo, że zawsze bliska sercu i bardzo zaboli, gdy ktoś nam ją, ot tak sobie, zabierze…

– Co robić?

Napić się melisy przed snem! A tak serio, to zabezpieczyć maszynę na tyle, na ile sytuacja pozwala i nie zostawiać motocykla w miejscach, które chętnie złodzieje odwiedzają. Ewentualnie dokupić jakieś ekstra zabezpieczenie lub AC i spać spokojnie. Nie mamy na wszystko wpływu, na plan działania złodzieja – tym bardziej. Jak zrobiliśmy wszystko, co się dało, to strach o motocykl trzeba sobie odpuścić.

 

Czy lęki są złe? Tylko wtedy, gdy paraliżują prawidłowe funkcjonowanie. Lęki o umiarkowanym nasileniu tworzą próg naszego poczucia bezpieczeństwa. Dzięki nim nie robimy czegoś, na co jeszcze nie jesteśmy gotowi, tylko przesuwamy tą granicę powoli, cały czas rozwijając umiejętności. Czasami trudno jest walczyć o prawo do decydowania o sobie, gdy inni motocykliści udzielają tzw. „dobrych rad”, że powinieneś jeździć szybciej, a przed zakrętem za bardzo zwalniasz. Ja powiem tylko jedno: na motocyklu wieziesz największy skarb – swoje życie, więc traktuj je tak, jak na to zasługuje!

Więcej historii z życia początkującej motocyklistki znajdziecie na moim blogu, który prowadzę od pierwszej godziny nauki jazdy: www.pamietnik-motocyklistki.pl .

 

Exit mobile version