Przepiękne cacko Agnieszki: Ford Mustang Coupe 1966 4,7 V8

"Odkąd pamiętam, w moim życiu zawsze były obecne konie" pisze Agnieszka Florczyk. Jest właścicielką cudownego rarytasu Forda Mustang Coupe 1966 4,7 V8 ivy green z winylowym dachem. Oto historia niezwykłej miłości.

Jej urodziwy Ford Mustang Coupe w kolorze Ivy green, rocznik 1966, ma pod maską silnik V8 o pojemności 4,7 l. Auto pokrywa winylowy dach. Ten egzemplarz trafił do Polski w 2011 roku, a Agnieszka dokładnie pamięta, od kiedy go ma: dokładnie od godz. 15.30 dnia 7 października 2015 roku. Pierwszy właściciel samochodu zadbał o jego blachy (piaskowanie) i jednostkę napędową. Agnieszka wzięła na siebie wyzwanie doprowadzenia do porządku jego wnętrza. Auto miało kilka udziwnień pochodzących jeszcze z USA, podniszczoną tapicerkę i brakowało mu “błyskotek” na zewnątrz, charakterystycznych dla modelu z 1966 roku. Mustang został odnowiony według tabliczki znamionowej, którą dzięki starym dokumentom udało się odtworzyć. Samochód wygląda teraz tak, jakby wyjechał z fabryki 51 lat temu.

„Odkąd pamiętam, w moim życiu zawsze były obecne konie. Te mechaniczne też, bo tato był zawodowym kierowcą. Przede wszystkim te żywe z krwi i kości, o przepięknych oczach i rozwianych grzywach. Wszystko zaczęło się od stadniny i szkółki jeździeckiej, w której spędziłam dzieciństwo i z bliska przypatrywałam się tym wspaniałym stworzeniom. Potem konie towarzyszyły mi już na każdym etapie życia. Zaczęłam amatorsko starować na zawodach, poznałam trudną sztukę hodowli. Inspirowana końmi ukończyłam studia na kierunku przyrodniczym, jestem również instruktorem jeździectwa. Moje największe sukcesy to trzecie miejsce w Akademickich Mistrzostwach Polski w Ujeżdżeniu w 2000 roku w Książu, na wytrenowanym od podstaw przeze mnie koniu oraz ukończenie zakładu treningowego przez wyhodowanego i przygotowanego przeze mnie ogiera. Dziś, ze względu na inne obowiązki i rozmaite pasje, jeżdżę mniej, ale konie cały czas są blisko – i zawsze mogę do nich podejść, pogłaskać i dziś to w zupełności wystarczy.

Skąd wziął się u mnie mój Mustang? Mój mąż Paweł zaraził mnie pasją do starej motoryzacji. Od dawna marzył o zabytkowym Fordzie Taunusie – „dziobaku” z 1972 roku. Kilka lat temu udało się taki egzemplarz znaleźć w całkiem niezłym stanie. Zaczęliśmy jeździć na rajdy pojazdów zabytkowych, które są świetną zabawą i dostarczają sporo emocji. Jednak funkcja pilota po pewnym czasie zaczęła być dla mnie niewystarczająca, choć podobno inteligentny pilot to połowa sukcesu na rajdzie. Poza tym oglądając tak piękne auta, auta z duszą i historią, bez elektroniki i plastików, sama chciałam zasiąść za kierownicą takiego cudeńka.

Zaczęłam szukać samochodu, który by mi odpowiadał i od razu pojawiła się myśl o Mustangu. Mustangu o pięknych klasycznych liniach i brzmieniu silnika, który na długo pozostaje w uszach i głowie. Po pół roku intensywnych poszukiwań po kraju i USA, odnalazłam swojego konia. Stał pod warstwą kurzu już w Polsce i od razu przypadł mi do gustu. Mustang w pięknym kolorze ivy green z winylowym dachem, a do tego trafił się najpiękniejszy rocznik 1966. Miał odremontowane blachy i położony lakier. Reszta prac czekała na mnie. Reszta, czyli cały środek – kilka udziwnień, które zrobił jeszcze amerykański właściciel, naprawa podartej tapicerki, uzupełnienie emblematów na zewnątrz i montaż świateł cofania – to tak na początek. Na szczęście w amerykańskiej dokumentacji znalazła się stara książeczka serwisowa, w której wbity był numer znajdujący się na tabliczce znamionowej. Dzięki temu i nieocenionej pomocy kolegi Piotra z Mustang Klub Polska, mój samochód zaczął wyglądać tak jak wyszedł z fabryki w 1966 roku. Oczywiście puryści mogą „czepiać się” felg Magnum, które są troszkę młodsze, ale dodają Mustangowi moim zdaniem bardzo dużo uroku.

Niestety, odrestaurowanie takiego auta bardzo długo trwa, bo części trzeba importować z USA. Najczęściej jest tak, że biorąc się za jedną rzecz, wychodzi mnóstwo innych. Na szczęście mam zaprzyjaźniony warsztat i mechanika z wielkim sercem do takich starych samochodów. Zakres prac mocno się poszerzył – zrobiliśmy zawieszenie, uszczelniliśmy skrzynię biegów, wyregulowaliśmy gaźnik, który wcześniej na jałowym biegu ryczał jak wściekły lew. Wymieniliśmy też dziurawe tłumiki na glass packi. Na poprawę czeka jeszcze układ chłodzenia – nowa chłodnica płynie właśnie przez Atlantyk. Przed nami dopieszczanie silnika. Do zrobienia i do poprawki jest jeszcze sporo, ale widok coraz piękniejszego Mustanga jest budujący, a przyjemność z jazdy niesamowita i ciągle wywołuje u mnie wypieki na twarzy! Mustang jest po prostu fantastyczny i dostarcza mnóstwo pozytywnych emocji!

Moje inne zainteresowania? Jest jeszcze żeglarstwo, ale w wersji morskiej – nigdy nie pływałam po jeziorach. Od czasu do czasu udaje mi się wyrwać nad morze i posłuchać wiatru w żaglach. Przepłynęłam już sporo mil po naszym Bałtyku i to zarówno przy dobrej żeglarskiej pogodzie, jak i przy silniejszych wiatrach czy sztormach. Mam wypływanych sporo godzin na przynajmniej kilka patentów sternika, ale uważam, że nie dokument jest ważny, a doświadczenie i umiejętność poradzenia sobie w trudnych sytuacjach. Morze potrafi być piękne i groźne, uczy pokory wobec natury.

Swoje przeżycia i pasje utrwalam na zdjęciach. Fotografia jest kolejną wielką pasją i wielkim wyzwaniem – ciągle próbuję się doskonalić w tej dziedzinie. Oprócz tego mam normalną rodzinę, dwójkę dzieci i satysfakcjonującą pracę.

Postępy prac nad Fordem Mustangiem Agnieszki można śledzić na jej fanpage’u:
https://www.facebook.com/Mustang-Taunus-125435564526808

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze