On, Ona i KTM

Nieprawdą jest, że motocyklowe podróże są tylko dla ludzi niezależnych i bez rodzinnych zobowiązań. Marta opowiedziała nam, jak wygospodarować czas przy trójce dzieci, by wraz z mężem realizować marzenia o podróżach na motocyklu.

Kiedy zaczęliście wspólne podróżowanie? Wcześniej mąż był już motocyklistą?

Mąż jeździł jako dzieciak na motorynkach, skuterach i małych motocyklach. Potem miał długą przerwę do 2010 roku, kiedy zrobił prawko kat. A i kupił Yamahę MT03. Wtedy, nawet do głowy mi nie przyszło, żeby z nim jeździć gdziekolwiek. Właściwie trudno było o tym myśleć, będąc w ciąży, a potem z malutkim synkiem (śmiech). Następnie zamienił „MTeka” na Suzuki GSR600 i jak syn nam trochę podrósł, to stwierdził, że powinnam spróbować (niestety nie pamiętam, czy to był koniec 2011 roku czy już 2012). Zaczęliśmy jeździć razem, raczej jednodniowo, a dłuższe wyjazdy mieliśmy na razie dwa i już na motocyklu KTM.

Czyli Wasze plany zmienił i rozwinął zakup KTM?

Ford Ranger po tuningu od Carlex Design to prawdziwy wojownik
Zdecydowanie! Wcześniej mąż jeździł na dalsze wypady (Rumunia, Turcja) z kumplami. Zmiana na KTM-a rozwinęła możliwości jazdy, umówmy się – Suzuki do tego się nie nadawało (śmiech). Potem razem pojechaliśmy po KTM do Bydgoszczy i wtedy już nie było innej opcji, jak jazda we dwoje.

Czy nauka bycia dobrym (i niekłopotliwym) dla kierowcy pasażerem jest trudna? O czym trzeba pamiętać?

Nie wiem czy trudna, ale wydaje mi się, że nie można ot tak, po raz pierwszy, bez wcześniejszej rozmowy z motocyklistą, wsiąść na tylną kanapę motocykla. Ja nie wiedziałabym, jak się mam zachować… Przed pierwszą jazdą miałam w głowie opowieści męża o jego doświadczeniach z pasażerem, który nie współpracował z motocyklem i usiłował zachować pion, względem ziemi na zakrętach. Taka walka pasażera z motocyklem i kierowcy z utrzymaniem motocykla, może się skończyć najzwyczajniej – glebą, tudzież „szlifowaniem” własnego ciała, a chyba nie o to chodzi! Trzeba pamiętać o współpracy z kierowcą i motocyklem podczas jazdy, w zakrętach, przy hamowaniu, a także stojąc na światłach. Każdy wykonany przez pasażera nieprzemyślany i nieskoordynowany ruch, jest odczuwany przez kierowcę. Ale ja chyba dobrze się spisuje w tej roli, ponieważ mąż nigdy bardzo na mnie nie narzekał. Jeśli ma jakieś uwagi, to zawsze na bieżąco je przekazuje na najbliższym postoju.

Gdy wybieracie się w podróż, to kto zajmuje się Waszymi dziećmi?

Mamy troje dzieci: córka nr 1 – prawie 17 lat, córka nr 2 – na wiosnę skończy 10 i syn, który wiosną skończy 4. W związku z tym nasze dłuższe wyjazdy wymagają uzgodnienia z moimi rodzicami – terminu i czasu nieobecności. Bo to oni zajmują się dzieciakami u nas w domu (jeśli jest to rok szkolny), albo na swojej działce na wsi (w wakacje). Jeśli są to krótkie jedno- lub dwudniowe wyjazdy, to dzieci zostawiamy też pod opieką męża mamy.

Czy rodzice, teściowie – mają zrozumienie dla Waszych wypadów? Musieliście ich przekonywać?

Moi rodzice chyba potrzebowali chwili czasu na oswojenie się z tą myślą. Aczkolwiek, jak mąż jeździł sam w dłuższe trasy, to mama miała trochę pretensji, że ja siedzę w domu. Ale chyba jednak nie myślała, że będę jeździła z nim (śmiech). Teraz wydaje mi się, że nawet są zadowoleni, że mamy jakieś zainteresowania i nas dopingują. Mama nawet pomagała mi znaleźć instruktora do jazdy motocyklem, na próbę. Niestety z powodu pogody nic z tego nie wyszło, ale wie, że chce zrobić prawo jazdy i nie protestuje. Nie znaczy to oczywiście, że bez mrugnięcia okiem, zgadza się na pilnowanie w tym czasie naszych dzieciaków (śmiech). Czasami trzeba negocjować terminy i dostosować się też do jej możliwości czasowych. Dlatego staram się zawsze organizować ten czas ze sporym wyprzedzeniem. Rodzice męża są „oswojeni” od dziecka z tym, że wyjeżdża motocyklem, więc tu nie było większych dramatów (śmiech).

A co na to Wasze dzieci?

Nasza najstarsza córka za każdym razem bardzo się denerwuje, jak wyjeżdżamy motocyklem i uważa, że to nie jest dobry pomysł, abyśmy oboje jeździli. Aczkolwiek, był taki moment, że sama miała ochotę zrobić sobie kat. A1. Druga córka zazwyczaj każe nam na siebie uważać, a syn wiosną obraził się na nas, ale chyba dlatego, że nie było nas prawie tydzień. Także „młody” nie zawsze ma zrozumienie dla naszej nieobecności (śmiech).

Czy mąż czasem zabiera dzieciaki na małe przejażdżki?

Raz, najstarszą córkę zabrał na krótką przejażdżkę po osiedlowych drogach – niestety szesnastolatki (albo w ogóle nastolatki), niekoniecznie rozumieją konieczność założenia odzieży ochronnej na czas jazdy. Im się chyba wydaje, że wystarczy włożyć kask na głowę i można jechać przez zakorkowane ulice miasta. My uważamy, że to nie wystarczy, więc kolejna jazda odbędzie się dopiero wtedy, kiedy uzna, że włożenie kurtki i butów motocyklowych nie jest „obciachem” (śmiech). Młodsza córka bardzo by chciała wsiąść z tatą na motocykl, ale na pewno musi poczekać do nowego sezonu. Syn natomiast – chwilowo nie jest zainteresowany.

Będąc w podroży często myślicie o domu i rodzinie? Macie częsty kontakt z nimi? Czy to raczej jest tak, że otwieracie się na świat, a rodzina to jest gdzieś daleko…

Ford Ranger po tuningu od Carlex Design to prawdziwy wojownik
 Codziennie, czy jedziemy czy nie, to o nich myślimy – inaczej się nie da! W końcu zostawiamy w domu troje dzieci, każde na innym etapie swojego życia, z innymi sprawami i problemami. Kontaktujemy się codziennie, przynajmniej z najstarszą córką, a dzięki dostępnym aplikacjom jest to możliwe bez ponoszenia dodatkowych kosztów, gdy mamy dostęp do wi-fi. Musimy też na bieżąco wiedzieć, jak się trzymają młodsze dzieciaki. Z moją mamą kontaktujemy się też, choćby sms-em, by wiedziała, że u nas wszystko w porządku. Staramy się zobaczyć jak najwięcej, zapamiętać jak najwięcej, ale nie da się zostawić dzieciaków daleko za sobą i o nich nie myśleć, i nie tęsknić, mimo że na co dzień, czasami człowiek ma ochotę uciec daleko (śmiech).

Macie w planie podróżowanie z nimi w przyszłości i drugi motocykl dla Ciebie?

Nie wiem, nie myślałam o tym do tej pory. Mamy za to w planach zakup niedużego motocykla dla mnie, abym mogła nauczyć się jeździć. W planach jest też mój kurs prawa jazdy.

Jesteś zwolenniczką stopniowego zwiększania pojemności motocykla względem doświadczenia?

Zdecydowanie tak. Wiem, że prawo jazdy robi się teraz na sporej pojemności, ale jazda z instruktorem z wielką „eLką” na plecach to nie to samo, co jazda po ulicach miejskiej dżungli. Jestem zdania, że powinno się zaczynać od niewielkich pojemności, aby wypracować pewne zachowania i nawyki, a z biegiem czasu można zwiększać moc, bo przecież nie tylko o pojemność motocykla chodzi…

W wyobraźni już widzisz siebie w trasie, na drugim motocyklu?

Jestem w stanie sobie siebie wyobrazić na motocyklu w ogóle, ale czy na takich dłuższych wyjazdach? To nie mam pewności. W zasadzie nawet, nie chodzi o samą jazdę, tylko to są dość kosztowne wycieczki, które finansujemy z własnej kieszeni. Ale i tak zamierzam zrobić prawo jazdy, jeśli wszystko się ułoży, to jeszcze tej wiosny. Przyda się, ponieważ na tak długim wyjeździe wszystko jest możliwe.

Jakie dłuższe wycieczki udało Wam się do tej pory zrealizować?

Dwa razy podchodziliśmy do trasy na Bałkany i dwa razy nam się nie udało. Wiosną z powodów zdrowotnych musieliśmy trzymać się blisko kraju, a latem z powodu deszczu zmieniliśmy kierunek. Tym sposobem wiosną odwiedziliśmy Gdańsk, Berlin, Pragę i Wieliczkę, a latem pojechaliśmy dookoła Bałtyku: Wilno, Ryga, Tallin, Sztokholm, Malmo, Hamburg, Poznań. O tym wszystkim można przeczytać na naszym blogu: www.ononaiktm.blogspot.com

Kiedy zdecydowałaś się pisać na blogu o Waszych podróżach?

O blogu zaczęliśmy myśleć na wiosennym wyjeździe. Pisać postanowiłam, jak byliśmy na wyjeździe dookoła Bałtyku, który miał być wyjazdem na południe Europy. A pisać zaczęłam w sierpniu (śmiech).

Czy takie podróże na tylnej kanapie nie są męczące? Zdarza Ci się zasnąć?

Męczące w jakim sensie? Jeśli to lubisz – to męczysz się tylko fizycznie. W zasadzie męczy się „twoja tylna część ciała”, a u mnie dodatkowo kolana. Dlatego jedziemy jednorazowo taki dystans, żeby po krótkiej przerwie móc wsiąść z powrotem i jechać dalej. A w ciągu dnia pokonujemy taką odległość, żeby rano obudzić się i czekać na dalszą część jazdy z przyjemnością, mimo bolących tyłków (śmiech). Psychicznie człowiek w podróży ma szansę nawet odpocząć i pobyć tylko w swoim, własnym towarzystwie. Niestety jazda autostradą bywa baaardzo nudna i muszę naprawdę się pilnować, żeby nie usnąć. Bywały takie momenty, że zamykałam na chwilę oczy, ale z pełną świadomością, że muszę je niemal natychmiast otworzyć, bo w przeciwnym razie zostanę gdzieś po drodze, odpadając od kierowcy (śmiech).

A w sytuacjach niebezpiecznych masz poczucie bezradności, że nie masz na jazdę motocykla wpływu? Musisz mieć duże zaufanie do kierowcy?

Ford Ranger po tuningu od Carlex Design to prawdziwy wojownik
Na szczęście takich sytuacji było niewiele, a większość z nich spotyka nas na naszych, krajowych drogach. Nigdy nie można przewidzieć, jak zachowa się kierowca bez wyobraźni prowadzący ciężarówkę, albo wariat ciągnący przyczepkę ze zbyt dużą prędkością. Nie da się też przewidzieć sytuacji, jadąc w dość silnym deszczu. Nie mam wtedy wpływu na rozwój wypadków, jestem bardziej skoncentrowana i może nawet bardziej spięta, niż normalnie. Jazda motocyklem, czy to za kierownicą czy jako pasażer – to nie jest zabawa i nie wyobrażam sobie (na razie przynajmniej), wsiadania za plecy osoby do której nie mam zaufania. I wydaje mi się, że działa to w obie strony – kierowca nie powinien brać za plecy osoby, której nie ufa. Na szczęście moim kierowcą jest mój, doświadczony w jeździe mąż, więc myślę, że nie mamy z tym problemu (śmiech).

Czy takie przebywanie na jednym motocyklu poprawia i pogłębia relacje małżeńskie? Znacie się już ładnych, parę lat – wspólna pasja scala małżeństwo?

Akurat odpowiadam Ci w 17 rocznicę naszego ślubu! A znamy się trochę dłużej, niż parę, ładnych lat – to już prawie dwie dekady jak jesteśmy parą (śmiech). Przebywanie na jednym motocyklu i spędzanie czasu we dwoje, pozwala na pewno pogłębić relacje, uczy współpracy w warunkach innych, niż domowe. Poznajemy się z różnych stron i w różnych sytuacjach, odrębnych od tych codziennych. Naszemu małżeństwu sprzyja wspólna pasja, choć na początku była to pasja tylko męża, którą mnie zaraził. Myślę, że ludzie powinni mieć pasje i je realizować bez względu na to, czy są wspólne czy każdy ma swoją własną, nie mogę one tylko szkodzić tej drugiej osobie.

Macie komunikator i rozmawiacie w czasie jazdy?

Komunikatora nie mamy, jeszcze. Mamy w planach zakup takiego urządzenia, niestety posiadamy kaski z dwóch, różnych firm, więc to będzie nie lada wyzwanie, żeby znaleźć taki, który będzie pasował do obu. Porozumiewamy się tylko drobnymi gestami, ewentualnie stojąc w korku lub na światłach (z podniesioną blendą). Komunikator na dłuższe trasy – to dla nas rzecz niezbędna, choćby po to, abym w końcu nie usnęła na którejś, bardziej nudnej autostradzie (śmiech).

Czy spakowanie się na kilka dni w kufry to spory problem? Były na początku jakieś wpadki, że czegoś ważnego nie zabraliście, a coś niepotrzebnie?

Mąż ma jakieś doświadczenie w pakowaniu się z wcześniejszych wypadów z kumplami, więc korzystaliśmy z jego wiedzy. Niestety wciąż zabieramy trochę za dużo ciuchów na zmianę. Póki co, nie zdarzyło się nam zapomnieć zabrać ważniejszych rzeczy, były to raczej jakieś duperele, typu moja szczotka czy też odżywka do włosów, bez której ani rusz (śmiech). Poza tym nasze dotychczasowe wyjazdy nie odbywały się w jakieś bardzo odludne, czy też ekstremalne miejsca, nocowaliśmy w hotelach, więc nie potrzebowaliśmy większego ekwipunku: namiotu, kuchenki, śpiworów. Ale wszystko jeszcze przed nami! Damy znać w przyszłości (śmiech).

Przeglądając Twoje archiwum zdjęć z podróży widzę, że niewiele masz takich, na których jesteś, dlaczego?

Co tu dużo tłumaczyć, powód jest bardzo prosty – to ja jestem lepsza w robieniu zdjęć od męża, więc robię je częściej. Oczywiście jest więcej takich, na których jestem, ale nadają się tylko do oglądania w pojedynkę, a nie do pokazywania światu (śmiech). Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie to jednak nadrobimy! Liczę na to, że uda nam się nabyć kamerę GoPro i ramię do aparatu, żebym mogła, sama sobie, zrobić więcej zdjęć (śmiech). Tak zwane selfie, póki co, najlepiej wychodzą mojej, prawie siedemnastoletniej córce (śmiech).

Jakie macie plany na motocyklowy sezon 2015?

Chcieliśmy zamienić motocykl, więc KTM szuka nowego właściciela, ale nic na siłę… To fajny sprzęt i dobrze się nim podróżowało, jednak, ponieważ planowaliśmy wyjazd na NorthCape i zobaczenie Norwegii – chcieliśmy „wstąpić w związek” z GS R1200 Adventure. Będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy rozstaniemy się z KTM-em (nie potrzebne są nam dwa, tak duże sprzęty). Jeżeli nam się to uda, to chyba będę musiała zorganizować konkurs na rozwinięcie skrótu KTM w nazwie bloga (śmiech), ale póki co – nie mam tego problemu.

Po drodze na NorthCape chcemy zobaczyć Moskwę i Sankt Petersburg, a wracając pooglądać fiordy, tylko nie wiemy, czy uda się nam zrealizować, akurat taką trasę. Stwarza nam ona sporo problemów logistycznych ze względu na czas, kiedy powinniśmy, a kiedy możemy tam się udać oraz sytuację polityczną w Rosji. Ostatnio pojawiła się myśl obrania kierunku na Stambuł (mąż już tam był z kumplami) i zobaczenia Belgradu, Gruzji, ale do tej trasy nie mamy jeszcze konkretnego planu. Ponadto, oczywiście zamierzamy wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję na podróże „wokół komina”, a ja mam w planie podejść do kursu na prawo jazdy kategorii A (B posiadam od 17 roku życia).

Podczas jazdy próbnej zniszczył Ferrari F40 warte fortunę. Smutny widok!

Co Wam dają wspólne wypady motocyklowe?

Przede wszystkim oddech od codzienności (śmiech), chwile tylko dla siebie, możliwość spotkania nowych osób, poznania nowych miejsc. Jak do tej pory jeździliśmy tylko we dwoje, bez żadnego towarzystwa, więc mieliśmy możliwość zatrzymywać się kiedy chcemy, gdzie chcemy i jechać jak chcemy. Niestety takie przebywanie 24 godziny na dobę w swoim własnym towarzystwie oraz zmęczenie organizmu, po kilku dniach generuje też drobne spięcia z jakiegoś, durnego powodu, np. czy wieźć paliwo w kanistrach na prom czy też nie? (śmiech). Na szczęście to są zwykle jakieś głupoty. Wracamy zmęczeni, ale zadowoleni i z naładowanymi bateriami. Takie wyjazdy pozwalają nam złapać oddech od codziennych obowiązków, złapać dystans do codziennych spraw oraz rozwijać i budować wspólne zainteresowania, snuć plany…

Blog Marty: www.ononaiktm.blogspot.com

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze