Lato w zimie: planowanie samochodowych wojaży

Nie lubię zimy, moje klasyki „śpią” w garażu i trzeba zagospodarować długie zimowe wieczory. Wolny czas poświęcam na planowanie wyjazdów w sezonie i takim sposobem mam lato w zimie.

Kalendarz szybko zapełnia się zlotami, których nie mogę opuścić, tych na które może pojadę, jest jeszcze miejsce na nieoczekiwane pozycje, jednak najważniejszą coroczną wyprawą jest Międzynarodowy Zlot Miłośników Mini (IMM), który co roku odbywa się w innym europejskim mieście. W tym roku planowanie jest jeszcze przyjemniejsze, bo zlot organizowany jest we Włoszech w regionie Toskanii. Ustalenie trasy i miejscowości nie zajęło mi zbyt wiele czasu, najtrudniejszy jest wybór miejscowości do zwiedzania – bo wszystkiego w dwa tygodnie nie da się zobaczyć. Z pasją oddaję się wertowaniu przewodników, notuję, co warto zwiedzić, zjeść. Wyznaczam trasę, miejsca postojów i noclegów. Nie jestem szalonym globtroterem z aparatem w stylu japońskich turystów – wyprawa klasykiem zobowiązuje, ma być wakacyjnie i leniwie. Samochód wprowadza pewne ograniczenia, z doświadczenia wiem, że więcej niż 600 – 700 km dziennie jest nie do przejechania. Jedzie się powoli, delektując okolicą, raczej bocznymi drogami niż autostradami, chłonąc lokalny klimat.  Pięciomiesięczne planowanie pozwala mi znacznie dłużej cieszyć się wyprawą i dobrze się do niej przygotować – sama przygoda trwa tak krótko i intensywnie, że nie mam czasu się nią nacieszyć.

fot. archiwum autorki

Był sobie 2012 rok

Późna jesień i zima to też czas na odpoczynek po obfitującym we wrażenia sezonie i przegląd, przygotowanie samochodu do kolejnych wyzwań w nowym roku. W ubiegłym roku uczestniczyłam w siedemnastu zlotach, w sześciomiesięcznym sezonie to średnio trzy wyjazdy w miesiącu, do tego doliczam rajdowe zmagania na torze i pól roku ginie w oparach benzyny, nie ma czasu na odpoczynek. Teraz dopiero mogę się wyciszyć i zebrać siły na nowy sezon. Oczywiście na pierwszym miejscu jest zadbanie o kondycję samochodu, w końcu to wiekowy automobil. Pielęgnacja i wymiana zużytych części to podstawa, potem przychodzi czas na mnie. Pierwsze tygodnie, a szczególnie weekendy bez wyjazdów są dla mnie jak brak nikotyny dla palacza. Jestem na głodzie i czegoś mi brak, jednak w miarę upływu czasu, spadku temperatury i postępującej szarości uspokajam się. W tym roku jest nieco inaczej ze względu na budowę repliki Mini 1275GT, może nie byłoby mi nudno, ale tak jest na pewno ciekawiej.

fot. archiwum autorki

Szczęśliwa trzynastka

Nie  należę do osób, które robią postanowienia noworoczne, planuję, i staram się te plany realizować, jak się nie udaje, to trudno – jest tyle innych nieoczekiwanych wydarzeń, które rekompensują mi te niezrealizowane. Nie zastanawiam się, jaki będzie nowy rok, ja po prostu w niego wkraczam, a mentalnie bardziej wjeżdżam. I to jest chyba dobre miejsce na życzenia – odnalezienia pasji, radości z bycia „za kółkiem” i „w drodze” i koniecznie spojrzenia na innych kierowców przychylniejszym okiem.

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

U mnie epicka strona życia przeważa nad zawartością benzyny we krwi, niestety…
Ale gratuluję i podziwiam pasję. Może kiedyś…
Ehhh…

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze