Jak kobieta ma się przygotować do motocyklowej podróży dookoła świata – Laura Gieczewska radzi

Czy trzeba mieć doświadczenie w jeździe motocyklem, jaki wybrać, co zabrać z "babskich rzeczy" w motocyklową podróż dookoła świata - o tym wszystkim dowiecie się z praktycznego poradnika, przygotowanego przez Laurę Gieczewską, która właśnie jest w takiej trasie.

Pomysł podróży dookoła świata zrodził się w naszych głowach kilka lat temu. Urlopu było zawsze za mało. Nie mamy wielkich zobowiązań, ani dzieci. Podjęliśmy wtedy decyzję, że w 2015 roku wyjeżdżamy. Jak nie teraz to kiedy?

Bartek złożył wypowiedzenie, ja dostałam urlop bezpłatny. Bye, bye korporacje. Nie było wielkich planów, rysowania trasy na mapie. W pierwszej wersji nawet nie pojawiały się motocykle. Chcieliśmy polecieć gdzieś do Azji. Naoglądałam się filmików z wypraw motocyklowych, przeczytałam dziesiątki reportaży i doszłam do wniosku, że to może być interesujące. Dlaczego tylko faceci mają mieć ekstra filmiki z wyjazdów? Był tylko mały problem – nie miałam jeszcze prawa jazdy. Kurs zakończony, dwie nieudane próby zdania. I sezon się skończył. A wyjeżdżać mieliśmy w czerwcu 2015. Czasu zatem niewiele. Na zdanie egzaminu i zakup motocykla. Całą zimę Bartek serwisuje swoją poczciwą BMW f650, a w międzyczasie przeczesuje fora i aukcje w poszukiwaniu motocykla dla mnie. Nie jest to łatwe. Wymyślił sobie Hondę NX 250. Ja w zasadzie nie mam zdania, będę polegała na wyborze Bartka. Wiem tylko, że nie chcę dużego motocykla. Na kursie nie zaprzyjaźniłam się z Yamahą XJ6. Chcę coś niedużego i lekkiego. Po wielu tygodniach poszukiwań udaje nam się namierzyć model nadający się do kupna. A trzeba nadmienić, że w Polsce zakup motocykla o pojemności 250 granicy z cudem. Wszyscy od razu jeżdżą na litrze! A co! Kolejne podejście do egzaminu okazuje się skuteczne. I miesiąc przed planowanym wyjazdem dzierżę w dłoni dokument. Wiele osób pyta nas czy się jakoś specjalnie przygotowywaliśmy do wyjazdu. Otóż nie. Jedyne przygotowania to te finansowe i związane z zakupem sprzętów (polowanie na promocje).

Kilka słów o bagażu
Mam już doświadczenie w niedługich wyjazdach motocyklowych. Gdy ma się do dyspozycji dwie sakwy i plecak, trzeba trochę zweryfikować garderobę. Na tak długi wyjazd jak nasz trzeba dobrze przemyśleć bagaż. Przyzwyczajona jestem do minimalizowania zapasu ubrań na wakacje, więc spakowałam się w sumie tak samo jak na dwutygodniowy urlop pod namiotem. Zwiększyłam jedynie zapas bielizny i dorzuciłam więcej ciepłych rzeczy. W podróży ważna jest praktyczność. Dlatego 99% ubrań mam z materiałów szybkoschnących. Jak sama nazwa wskazuje szybko wysychają, nie tylko po praniu. Muszą mi wystarczyć trzy pary butów (sandały, półbuty trekkingowe i buty trekkingowe które służą za motocyklowe). Żadnych  obcasów czy eleganckich sandałków. Dżinsy też odpadły. Dwa komplety bielizny termoaktywnej, dwie pary spodni szybkoschnących, jedna spódnica, kilka koszulek, kurtka przeciwdeszczowa i coś ciepłego na grzbiet. To samo z kosmetykami. Kosmetyczkę współdzielę z Bartkiem. Płyn pod prysznic 2w1, żadnych tuszy czy lakierów do paznokci. Tylko podstawowe kosmetyki. Jedyna ekstrawagancja to żel do twarzy. Wychodzę z założenia, że jeśli będę czegoś potrzebowała to po prostu kupię. Wiadomo, czasem brakuje tych wszystkich “babskich” rzeczy. Miliona kremów, balsamów, cieni do powiek itp. Ale w życiu trzeba mieć jakieś priorytety. W Armenii się złamałam i kupiłam tusz do rzęs oraz peeling. O częściach do motocykli nie będę wspominać zbyt wiele. Mamy ich cały worek i na razie się nie przydają. Z pozostałego sprzętu to warto jeszcze wspomnieć o namiocie, śpiworach i kuchence. Namiot nieduży, dwuosobowy, ale solidny. Śpiwory puchowe, spory wydatek, ale warto. Zajmują niewiele miejsca i doskonale grzeją. Kuchenka typu mulitfuel. Pewniejsza od gazówek, bo benzynę raczej się dostanie bez problemu, a z butlami to nigdy nie wiadomo. Co do odzieży motocyklowej to standardowo, zakupiłam też letnie rękawiczki. Dobrze się sprawdzają w upały. Jeśli jest zbyt gorąco, jadę w zwykłych spodniach turystycznych i ochraniaczach enduro.

Trasa
Pierwotnie w ogóle nie zakładaliśmy podróży na motocyklach. Nasz plan niczego nie planował. Jak już się zdecydowaliśmy na jednoślady, trzeba było sprawdzić papierologie związane z przekraczaniem granic. Stąd pomysł, aby sprzedać maszyny w Kirgistanie. Dalsza podróż do Chin byłaby zbyt kosztowna. Samodzielne wjechanie do Chin swoim autem / motocyklem jest w zasadzie niemożliwe. Należy wykupić przewodnika, który za odpowiednią opłatą załatwi chińskie tablice rejestracyjne, prawo jazdy i będzie czuwał nad turystami całą drogę. Takie ekstrawagancje zrujnowałyby nasz budżet. Zatem przez Bałkany, Turcję na Kaukaz. W Armenii zostawiamy motocykle i jedziemy autobusem do Iranu. Aby wjechać do Iranu motocyklem potrzebny jest CDP (Carnet de Passage), prehistoryczny wynalazek wymagany w niektórych krajach. Kaucja na CDP w Polsce to około 20 tys. złotych. Z Iranu do Armenii, stamtąd do Gruzji. Do Azerbejdżanu i tam na prom do Turkmenistanu.

Jak to zwykle bywa, zostało to zweryfikowane przez życie. Chcieliśmy turkmeńską wizę wyrobić w Armenii, ale okazało się, że wyrabiają tylko w państwach graniczących. A w Azerbejdżanie nie zdążymy wyrobić wizy turkmeńskiej z prostego powodu. Azerowie dają tranzyt tylko na 3 dni. Można wjechać na dłużej, ale wtedy trzeba na granicy zapłacić kaucję. Zwracana jest jednak wtedy, gdy opuszczamy kraj tym samym przejściem granicznym. Pozostała nam ostatnia wersja – podróż przez Rosję i Kazachstan. Tutaj znowu nas oszukano i to dwa razy. Prezydent Nazarbajew ogłosił w maju, że znosi wizy dla krajów OECD. Ostatecznie Polska nie znalazła się na liście krajów objętego ruchem bezwizowym. Kolejne oszustwo pojawiło się w Tbilisi. Konsul poszedł na dwa tygodnie urlopu i wiz przez ten czas nie wydają. Zatem czekamy. Jak już się wydostaniemy z Kaukazu, chcemy motocykle wrzucić na pociąg w Kazachstanie. Kraj ten okazał się całkiem duży 😉 Nie mamy ochoty gnać 2000 km przez pustynię w 40-stopniowym upale. W Kirgistanie sprzedamy nasze motocykle, a w Azji pomyślimy nad zakupem innych jednośladów. Do tej pory pokonaliśmy 7000 km.

Doświadczenie
Jako, że miesiąc przed wyjazdem odebrałam swoje prawo jazdy, doświadczenia nie miałam zbyt dużego. Jedyna dłuższa trasa, którą przejechałam to z Poznania do Bydgoszczy, na szkolenie motocyklowe. Szlifów nabierałam po drodze. Na szczęście nie zaliczyłam bliższych kontaktów z podłożem. Nie jestem demonem prędkości i jeżdżę bardzo zachowawczo. Pierwsze ostre zakręty przyprawiały mnie o ból głowy. Początki podróży były dość trudne.. Zanim odnalazłam przyjemność z jazdy, musiało minąć trochę czasu. Do braku umiejętności dochodziły różne warunki drogowe. O ile w Polsce, Czechach czy Chorwacji, kierowcy jeżdżą normalnie, to im dalej tym gorzej. W Albanii panuje już wschodni styl jazdy. Trzeba więc mieć oczy naokoło głowy i uważnie obserwować kierowców. Używanie świateł czy kierunkowskazów jest obce albańskim czy gruzińskim kierowcom. I często prawdziwe wyzwanie stanowił przejazd przez miasto, a nie kręta boczna droga. Najbardziej energochłonnym i psychicznie wyczerpującym przejazdem był przejazd przez Stambuł. Hostel mieliśmy w centrum miasta i czekała nas 50 km przeprawa przez główne arterie największej metropolii Turcji. Wielopasmowe drogi, pędzące samochody, coś strasznego. Gdy dotarliśmy o hostelu byliśmy z siebie dumni. Miałam okazję zakosztować też prawdziwego off-roadu. W Gruzji jest legendarna droga do wioski położonej w górach, do Omalo. Nie dałam rady pokonać jej całej, ale wystarczyło mi te 20 km. Czasem trzeba mierzyć siły na zamiary.

Z perspektywy kobiety
Podróżując z kobietą trzeba brać pod uwagę dodatkowe czynniki. W moim przypadku jest to mniejsza wytrzymałość fizyczna i psychiczna. Ze względu na małą pojemność motocykla i moje niedoskonałe umiejętności, nie poruszamy się zbyt szybko. Potrzebuję częstszych i dłuższych odpoczynków. Brakuje mi też odwagi i determinacji w pokonywaniu off-roadu. Choć nie uważam tego za słabość. Trzeba umieć się do nich przyznać. Zdarzają się dni, które spędzam na nicnierobieniu. Kobiety z reguły mają niższą  tolerancję na brak higieny, więc zbyt długie przerwy w dostępie do łazienki nie są wskazane. Teoretycznie powinnam mieć więcej kosmetyków, ale ograniczona pojemność bagażu zmusza do oszczędności.

Pytanie czy warto jechać motocyklem? Warto. Dociera się w miejsca ciekawe, jest się niezależnym, a motocykl dostarcza dużo wrażeń. A czy warto jechać miesiąc po zdaniu egzaminu? To pytanie zostawiam bez odpowiedzi, chociaż to właśnie w mojej głowie zrodził się pomysł wyjazdu na motocyklach…

Autor: Laura Gieczewska

www.vvagary.pl

https://www.facebook.com/vvagary?fref=ts
 

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze