Anna Wojewoda – debiutantka na podium!

"Jako mała dziewczynka marzyłam, żeby być zawodniczką. Myślałam, że jest to nierealne. A zeszłym roku, dosłownie z dnia na dzień zrobiłam licencję, zorganizowałam samochód i wystartowałam!" - O tym, że wszystko w życiu jest możliwe opowiada debiutantka w Górskich Samochodowych Mistrzostwach Polski.

Kiedy po raz pierwszy poczułaś, ze masz smykałkę do kierownicy?

Już w podstawówce (przed zrobieniem prawa jazdy) tato uczył mnie jeździć samochodem. Czasami w zimie jeździliśmy na pustych parkingach w okolicy Krynicy. Pewnego razu, razem z kolegami, ułożyliśmy sobie próbę sprawnościową pod Wierchomlą. Grupka widzów, która się tam wtedy zebrała, zaczęła komentować nasze przejazdy, ale wszyscy myśleli, że to sami faceci. Dopiero tato zwrócił im uwagę, że w jednym z samochodów jest dziewczyna. Musiałam wyjść z samochodu, żeby uwierzyli. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że może nie jeżdżę najgorzej? (śmiech)

Czy w Twojej rodzinie to tato najbardziej Cię wspierał i uczył sportowej jazdy?

Dzięki tacie zainteresowałam się rajdami – on od zawsze był kibicem i wziął mnie na pierwszy rajd. Potem role się odwróciły i to ja jego wyciągałam na różne imprezy motoryzacyjne. Na początku uczył mnie jeździć samochodem. Kiedyś zepsułam mu pompę wspomagania, w czasach kiedy fascynowało mnie robienie bączków na śniegu (śmiech). Pewnego wieczoru, kiedy „upalaliśmy” po okolicznych drogach, to jazdę skończyłam w zaspie, przy 20-stopniowym mrozie i bez zasięgu! Na szczęście takie sytuacje tato traktował jako przygodę, co powodowało, że się nie zrażałam, a wręcz chciałam więcej! Zresztą, jak pierwszy raz dachowałam samochodem (miesiąc po zrobieniu prawa jazdy, na KJS-ie) tato stał akurat na tym zakręcie i teraz z perspektywy czasu mam wrażenie, że opowiada o tym z pewnym rodzajem dumy (śmiech). Natomiast mama, która nie przepada za motoryzacją, zawsze wspiera moje starty, ale wyniki woli śledzić on-line.

Dlaczego właściwie wybrałaś GSMP, a nie inną dyscyplinę sportów motorowych?

GSMP ma bardzo wiele zalet dla początkującego zawodnika. Po pierwsze, cykl nie wymaga bardzo dużego nakładu czasowego, a w tym roku musiałam pogodzić starty z obroną pracy magisterskiej na wydziale farmaceutycznym – również związaną ze sportem samochodowym. Po drugie, są stosunkowo tanie w porównaniu do innych dyscyplin sportów samochodowych. A po trzecie, zdaję sobie sprawę, że moje umiejętności nie wystarczyłyby, żeby poradzić sobie w zmiennych warunkach na odcinkach specjalnych.

Zdradzisz nam na jaki temat była praca? Czy łatwo i warto ją było napisać?

W sumie zawsze się zastanawiałam, jak połączyć moją pasję z farmacją (bo niestety ale nie bardzo się to łączy). Jednak w końcu wymyśliłam temat pracy – „Doping w sportach samochodowych”. Pani promotor nie była zachwycona, bo w ogóle nie znała tego tematu, ale w trakcie pisania okazało się, że spora grupa leków i narkotyków może być stosowana w tym sporcie. Znalazłam na ten temat wiele ciekawych badań (nawet przeprowadzanych na kierowcach i pilotach w czasie amatorskiego rajdu!).  Jako ciekawostkę mogę dodać, że na koniec komisja nie zadawała mi pytań do pracy, tylko zaczęła wypytywać z jakimi prędkościami jeżdżę i o co w ogóle w tych wyścigach chodzi? (śmiech)

Po zebraniu tego materiału – jakie masz zdanie o dopingu? Czy kontrola zawodników w RSMP i RPP jest wystarczająca? Głośna była jedynie jedna kontrola, gdzie przyłapany kierowca tłumaczył się spożyciem dużej ilości środków na alergię. Czy to prawdopodobne?

Szczerze mówiąc doping w polskim sporcie samochodowym to dosyć kontrowersyjny temat. Uważam, że kontrola zawodników jest znikoma i niestety wiedza, jakie środki nie powinny być stosowane, też jest minimalna. A każdy zawodnik podpisuje Międzynarodową Kartę Zdrowia, w której jest oświadczenie o niestosowaniu środków zakazanych przez Komitet Olimpijski i tym samym powinien zapoznać się z listą tych substancji. Poza tym, jeśli lekarz odpowiednio udokumentuje wskazanie do stosowania danego leku, to można przyjmować go, już legalnie. A tak szczerze mówiąc, środki na alergię mają raczej negatywny wpływ na czas reakcji kierowcy…

Czy było łatwo zdobyć samochód i zrealizować plan startów?

Decyzję o udziale w GSMP podjęłam z dnia na dzień. W zeszłym roku, podczas wakacji zrobiłam licencję, a miesiąc później jechałam już w pierwszym wyścigu. Dwa pierwsze starty zaliczyłam Fiatem Cinquecento, pożyczonym od Pawła Jakusa. To był sprawdzian, czy dam radę i czy mi się spodoba. W tym roku miałam okazję jeździć Reanult Clio od Radka Pogana, który też zajmuje się serwisowaniem naszej „Renatki”. Realizacja startów nie byłaby możliwa, gdyby nie moi bliscy, bo niestety nie mam sponsora i każdy nasz wyjazd wiązał się z maksymalnym ograniczaniem kosztów. Na ostatni wyścig zabrakło nam nawet opon deszczowych, ale akurat mieliśmy szczęście bo nie padało (śmiech).

Jak debiutantkę przyjęli doświadczeni zawodnicy GSMP?

Na początku patrzyli na mnie z przymrużeniem oka. Ale z czasem przyjęli mnie do swojego grona i zawsze są dla mnie mili. W tym roku kilku z nich udzielało mi cennych rad dotyczących tras, jazdy wyczynowym samochodem i doboru opon. W Limanowej, kiedy mój samochód się zepsuł, w strugach deszczu pomagał mi Paweł Rzadkosz, a w Siennej po wypadku (mimo własnej awarii), części pożyczył mi Radek Ćwięczek.

Czego Cię nauczyły pierwsze starty? Czy ktoś Cię uczy sportowej jazdy?

Pierwszy start był dla mnie dużym wyzwaniem. Nogi mi się tak trzęsły, że bałam się ruszyć samochodem. Ale później jazda zaczęła mi sprawiać coraz większą frajdę. Razem z szybszym samochodem pojawiły się dla mnie nowe zagadki: jazda odpowiednim torem, dobór opon i ich dogrzewanie. W Załużu pierwszy podjazd treningowy pojechałam na slicku i wtedy przekonałam się, że długa droga przede mną… Na szczęście spotkałam bardzo doświadczonego trenera i byłego zawodnika – pana Andrzeja Lenczowskiego. Dzięki niemu zaczynam jeździć „z głową”, a to sprawia mi jeszcze więcej przyjemności, niż wariacki podjazd pod górę. Wiem, że bardzo dużo nauki przede mną, ale każdy zrobiony kilometr na wyścigu czy treningu wywołuje u mnie wielki uśmiech na twarzy!

Na jakim poziomie jesteś i czego się musisz jeszcze nauczyć? Jakie są Twoje mocne i słabe strony za kierownicą?

Tak naprawdę, wszystkiego dopiero się uczę, poczynając od układu rąk na kierownicy, przez zmianę biegów, po sposób hamowania (podobno robię to zbyt delikatnie). Na dzień dzisiejszy niepewnie czuję się podczas deszczu, ze względu na to, że wszystkie „przygody” wyścigowe miałam na mokrej nawierzchni. Natomiast w tym roku z przejazdu na przejazd potrafiłam poprawiać swoje czasy, nawet o kilkanaście sekund i zbliżyć się do zawodników, mających lata doświadczenia na tych trasach. Cały czas się uczę – co mi pomaga, a co nie. Na przykład na ostatnim wyścigu przed samym startem powtarzałam sobie całą trasę w głowie, podobnie jak to robiłam, kiedy jeździłam na nartach i to okazało się to bardzo pomocne. Staram się jeździć sama dla siebie, bo wydaje mi się, że jak zaczyna się jakaś presja – to przestaje mi to wychodzić. W Siennej po uderzeniu w betonowe bariery nie martwiłam się o samochód, tylko byłam wściekła, że przez moją głupotę mogę nie wystartować w wyścigu. Zaskoczyło to nawet moich mechaników, bo myśleli, że przyjadę z płaczem i powiem, że już w ogóle nie będę startować! A ja stałam w serwisie i na ile mogłam, próbowałam im pomóc, bo tak chciałam znów wsiąść za kierownicę!

Którą rundę z przejechanych polubiłaś najbardziej, a którą najmniej?

Na początku muszę zaznaczyć, że w tym roku nie wystartowałam we wszystkich rundach, a z tych, które jechałam – podobały mi się wszystkie! Załuż ze względu na trasę, Limanowa to moje okolice, Banovce mają niepowtarzalną atmosferę, w Siennej są mili organizatorzy, a w Korczynie czuję się najpewniej. Jednak w Limanowej jechało mi się ciężko, gdyż ze względu na zmienną pogodę i ilość wypadków, start był cały czas opóźniany, a to bardzo wybija z rytmu.

Czy jesteś zadowolona z tego sezonu, wyniku, tytułu? Pozostał jakiś niedosyt?

To był mój pierwszy i do tego – niepełny sezon startów. Gdyby ktoś na pierwszym wyścigu powiedział mi, że będę miała tytuł II wicemistrza Polski w mojej klasie – brałabym w ciemno (śmiech). Pierwsze i drugie miejsce w mojej klasie zdobyli zawodnicy, którzy ścigają się na tych trasach od lat. Także nie można tu mówić o niedosycie, a raczej o dużym, pozytywnym zaskoczeniu.

Czy formuła rozgrywania zawodów czy się podoba? Czy chciałabyś wystartować też poza granicami Polski?

Dwa podjazdy treningowe i dwa podjazdy wyścigowe jednego dnia, to optymalna formuła rozgrywania zawodów. Czasami organizatorzy rezygnują z jednego podjazdu treningowego, a szkoda… Większość zawodników jeździ na tych trasach latami, ale dla debiutantów każde przejechanie trasy jest bardzo ważne.

Moim celem nie są starty za granicami, bo byłoby to zbyt czasochłonne. Wiadomo, że w Polsce bardzo mało osób żyje z udziału w sportach motorowych, więc czas na pracę trzeba mieć. Ja chciałabym osiągnąć maksymalnie dużo w GSMP, a potem spróbować sił w innej dyscyplinie, może w rajdach?

Pierwsze postpandemiczne szkolenie Moto Femme Poland z technik jazdy samochodami już za nami!

„Wyjeździć marzenia” na Twoim samochodzie znaczy… ?

Jako mała dziewczynka marzyłam, żeby być zawodniczką. Myślałam, że jest to nierealne. A w zeszłym roku, dosłownie z dnia na dzień zrobiłam licencję, zorganizowałam samochód i wystartowałam! Udowodniłam sobie, że mogę spełnić, albo raczej – wyjeździć marzenia. Przypomina mi to, że to co wydaje się nam na dzień dzisiejszy nierealne, wcale nie musi takie być – wszystko można osiągnąć, trzeba tylko mocno chcieć! Jednak w przyszłym sezonie, wolałabym wyjeżdżać swoje marzenia z reklamami sponsorów na samochodzie (śmiech).

 

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

Bardzo fajny wywiad. Pozdrawiam i życzę sukcesów 🙂

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Bardzo fajny wywiad. Pozdrawiam i życzę sukcesów 🙂

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze